Susza – kolejna plaga? Nowy dramat wisi w powietrzu
COVID-19 – dziś zmagamy się z tym zjawiskiem w skali ogólnoświatowej. Pandemia ma wymiar nie do opisania. Eksperci od klimatu uważają, iż to nie wszystko. W perspektywie susza!
Przyroda, którą pięknie można opisać, którą zachwycają się ludzie pióra, malarze, poeci, muzycy, jest inspirującą potęgą. Staramy się poznać i rozpoznać jej siły, a głównie dlatego, żeby z nią walczyć, spróbować ujarzmić. Gdy wydaje nam się, że potrafimy wiele, okazuje się, że to tylko mrzonki. Przyroda potrafi się odwdzięczyć za szacunek dla niej, potrafi się również zemścić za bezkarny gwałt na niej, na jej bogactwie i dobrach.
Ostrzeżenia płyną zewsząd. „Dziennik Gazeta Prawna” w dość dramatycznym tonie przywołuje fakty. Dotyczą w większości całego kraju, a Pojezierze Brodnickie nie jest tu żadnym wyjątkiem. „Śniegu zimą nie było, a wiosna jest i pozostanie na razie sucha – piszą w DGP Magdalena Cedro i Katarzyna Nocuń. – Zgodnie z prognozą sezonową IMGW padać ma dopiero w maju, zdecydowanie za późno dla rolników. Według ekspertów susza spowoduje pożary w lasach i drożyznę w sklepach. Ceny mogą też podbić przymrozki, które przyszły po ciepłych dniach w lutym i marcu, kiedy ruszyła wegetacja roślin, wykiełkowały nasiona, a drzewka owocowe puściły pąki. – Mogły doprowadzić do poważnych uszkodzeń roślin i ostatecznie będą mieć wpływ na wielkość plonów – przestrzega Grzegorz Walijewski, rzecznik Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej.
Z kolei w „Tygodniku Powszechnym” Krzysztof Story opisuje jak to w zeszłym roku w kwietniu premier Mateusz Morawiecki modlił się o deszcz, w maju modlił się, żeby przestało padać, a w czerwcu z powrotem o deszcz.
– Piękna pogoda, niebo błękitne, świeci słoneczko, deszcz nie pada, żadnej chmurki… Chodźcie, wyjdziemy na dwór, zjemy sobie śniadanko na tarasie, markizę się rozwinie – mówisz do męża i dzieci.
Mija tydzień i znów: chodźcie na taras, albo pod pergolę, siądziemy sobie, porozmawiamy, schronimy się przed słońcem, deszcz nie pada…
Po miesiącu, sytuacja podobna. Mąż tradycyjnie z wężem ogrodniczym podlewa kwiatki, warzywka, dzieciaki przebiegają przez strumień wodny.
Po dwóch miesiącach: ale upał, ładna pogoda, ale trochę deszczu by się przydało, bo trawnik wyrudział.
Po dziesięciu tygodniach: nie będziemy podlewać, bo nie ma czego, wszystko poschło.
Dopiero teraz, ten lichawy przydomowy ogródek rzucamy na mapę Polski i widzimy z przerażeniem, że już nie ma skrawka na zielono, wszystko jest na żółto, pomarańczowo i czerwono. Krańcowe kategorie. Brak opadów!
Kiedy wreszcie spadnie deszcz? – wrzeszczy sąsiad do sąsiada, spoglądają obaj na żółte i zrudziałe plamy na trawniku, które nie od sikania piesków powstały.
Możliwy taki obrazek – prawdziwy, bliski prawdy, prawdopodobny (niepotrzebne skreślić – przyp. wind).
Dopiero teraz tzw. eksperci od spraw klimatycznych – rozpoznać ich łatwo, czółko na dwa palce, wytrzeszcz oczu – przyznają, że ekolodzy jednak mają rację, że ludzi od melioracji, wychowanych w dobrych szkołach, uczelniach, warto jednak posłuchać. I zacząć od zadania pytania: a gdzie są stawy, gdzie przepusty, zastawki, kanały i studnie, gdzie są torfowiska, bagna, poldery – inaczej mówiąc, gdzie powinna gromadzić się woda? No tak, ale ludzi mądrych wyrzucono, przeniesiono, poczekano aż umrą szybko (w kilku przypadkach tak się stało), więc kogo zapytać, skoro już ich nie ma? Tych gości z nadania, którzy gniazdko uwili wszędzie gdzie tylko można, których partia wysłała na odpowiedzialny odcinek? Ich mamy pytać?
– Ile wody magazynuje torf? Dobre pytanie. Torfowiska tworzą się przez tysiące lat – powiada Adam Ulbrych, ekolog i aktywista ochrony przyrody. – Zniszczyć je można w kilka sezonów. [Co bardzo znaczące] i do tego dopłacaliśmy. Do wielkiej, nikomu niepotrzebnej roboty. Opłacało się rolnikom orać torfowiska, by wjechać tam ciężkim sprzętem, ciągnikami (…) Ponieważ dopłaty , taką przyjęto zasadę, należą się tym, którzy ciężko pracują. Czyli od hektara uprawianej ziemi… – tak opisuje ekolog reporterowi „Tygodnika Powszechnego” niezwykłe zjawisko.
Rzeczywiście, niezwykłe.
Z badań ekologów wynika, że na obszarze sześciu województw ciepła, sucha i bezśnieżna zima, uniemożliwia odbudowę wilgoci – zachodniopomorskiego, pomorskiego, kujawsko-pomorskiego, warmińsko-mazurskiego, łódzkiego i wielkopolskiego. Nieszczęście jest zlokalizowane. Bagatelizujący ten problem stwierdzą: to nas nie dotyczy, bo przez nasz teren na dzień dzisiejszy (tak powiedzą, bo innego języka oprócz urzędniczego nie znają) zagrożenia nie ma, środki jakimi dysponujemy (zauważmy, nigdy nie powiedzą, pieniądze tylko środki, a dla podkreślenia wątpliwej znajomości sprawy dodają: środki finansowe, nie pieniądze, dają gwarancję, że…). A właśnie, że dotyczy i nie ma znaczenia, że tu przepływa Drwęca, że mamy sto jezior na Pojezierzu Brodnickim i tysiące w woj. warmińsko-mazurskim. Stan wód to stan lasów. Jedno trzyma się drugiego, przekładając najprościej jak można. A zima jaka była? No jaka? Pokrywa śnieżna? To zjawisko z kategorii fantastycznych, przynajmniej w odniesieniu do tego co było miesiąc i kilka miesięcy temu. Zgadzamy się, że tak ma być?
Jak się ratować? To praca na pokolenia, nie ukrywajmy. Ale zacząć trzeba radykalnie. I to już. Po pierwsze edukacja. Tu seria pytań do hydrologów, meliorantów, klimatologów, ekologów czy też ludzi głębokiej wiedzy zatrudnionych w miejskich „Wodociągach”, przedsiębiorstwach komunalnych. Oto kilka z nich:
– Jakie są główne przyczyny występowania suszy w naszych warunkach klimatycznych?
– Czy i w jaki sposób działalność człowieka potęguje lub łagodzi intensywność suszy?
Czy skutki suszy zależą od fizyczno-geograficznych cech, czy podatności społeczeństwa i środowiska?
– W jakim stopniu sprzężone są procesy formowania się suszy jako zjawiska naturalnego i wywołanego działalnością człowieka? Czy można zidentyfikować i zmienić zwrot sprzężenia, aby złagodzić skutki suszy?
Jak w praktyce prowadzić analizy w poszukiwaniu odpowiedzi na zadane pytania?
Susza – to nie spokojna bezwietrzna pogoda, to możliwość powstawania zjawisk nieoczekiwanych, a jednak już pojawiających się w naszej rzeczywistości meteorologicznej. Huragany, tornada ścinające wielkie połacie lasów. Susza to pożary lasów. Susza to podwyżka cen żywności.
Ponieważ tekst ten piszę w czasie trudnym, wyjątkowym, który władza nie uważa za wyjątkowy, kilka słów refleksji, które podrzucił mi Czytelnik mądry, uczciwy, o sporych horyzontach humanistycznych i głębokiej wiedzy fachowej. Otóż, nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że cały świat i ten nasz mały światek zmieni się bardzo po koronawirusie. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak bardzo przeorana zostanie nasza świadomość i jak bardzo zmienią się nasze postawy. Możliwe, że po przeżyciu kwarantanny, odosobnienia, różnego rodzaju innych uciążliwości (zakaz wychodzenia z domu, spotykania się, wielu innych) lub, co nie daj Boże, śmierci w rodzinie, po długotrwałym okresie życia w strachu – staniemy się bardziej twardzi, zdecydowani etc. Możliwe, że górę wezmą inne niż dotychczas priorytety.
Może znajdą się inni ludzie, nowi przywódcy. Marzy mi się (a co – za marzenia nie karzą) aby znaleźli się ludzie z gatunku Mądry i Prawy.
Tekst i fot. (wind)