Jeżeli się nie opamiętamy. To nie fatamorgana

Jeżeli się nie opamiętamy. To nie fatamorgana

Kilkanaście lat temu francuscy i niemieccy klimatolodzy ostrzegali świat przed skutkami zmian klimatycznych. Prognozowano moment przełomowy wskazując na rok 2050. To był sygnał zbyt optymistyczny. Dzisiaj miny nam zrzedły.

Widzimy co się dzieje tu, wokół nas. Nie na krańcach świata, nie w Afryce czy Azji, ale tuż za naszym domem, choćby na Pojezierzu Brodnickim. Jeżeli temperatura powietrza sięga 36 stopni C w cieniu, a odczuwalna przekracza granicę wyobraźni, coś się zaczyna dziać, nie tylko w naszej głowie.

Tu, gdzie mieszkamy blisko meandrujących rzek,  wody nigdy nie brakowało, co nie oznacza, że nasza wyobraźnia oderwała się od problemu wód w najszerszym tego słowa ujęciu. Z latami, nareszcie  rozumiemy istotę wód gruntowych, wód powierzchniowych, wód deszczowych itd.. Zbiorniki retencyjne, systemy wodociągów, poldery, używanie wody do celów technicznych, czy spożywczych to nie są pojęcia nieznane.

Obawę budzą – i słusznie – każde zjawiska ekstremalne, rzeczy których nie znamy. Tak było w pamiętny weekend 19/20 czerwca, a jak będzie za chwilę? Eksperci, znawcy problemów związanych z szeroko pojętą technologią wody, przewidują, iż skutki zmian klimatycznych zasadniczo zauważymy nie około roku 2050, ale za 8 – 10 lat (słownie: za osiem-dziesięć lat). Pisząc te słowa, w oparciu o wiedzę mi przekazaną przez znawców tematu, przyznaję, że chciałbym aby to nie była prawda. Tu mała dygresja: fakt, że piszę te słowa gdy pada deszcz niczego nie zmienia.

Jaka jest rada? Ograniczajmy betonowanie powierzchni, bo zieleń jest „milsza” dla oka niż szarość. Budujmy ujęcia wód powierzchniowych, twórzmy sieć do  utrzymania, czy podlewania ogródków, parków i czego tylko się da. Woda tak zużyta w tych systemach przesiąknie do wód gruntowych – ten proces trochę potrwa, ale tej wody nie zgubimy,  ona do nas powróci, nie trafi do rzeki, a rzekami do morza. Może się uda uratować kilkadziesiąt lat naszej cywilizacji? Może uda się zaoszczędzić najcenniejsze zasoby – wody głębinowe!!! Tu wyjaśnienie: woda z głębi ziemi to dar- nie ma dużych wymagań. Woda z rzeki lub jeziora jest znacznie trudniejsza do uzdatnienia, chociaż takie systemy funkcjonują. Kilkadziesiąt lat to dokładnie tyle, abyśmy „nauczyli się” korzystać z wody morskiej do celów spożywczych.

Podlewając roślinność, w przykładowym, przydomowym ogródku, w parku, w ogródku warzywnym dajemy roślinom szansę przeżyć okres suszy, możliwość zajęcia się przeróbką dwutlenku węgla na tlen i to jest argument nie do obalenia. Z pewnością nie zabraknie projektów technologicznych, ułatwiających systemowe stworzenie takiego dobrodziejstwa. To jest możliwe. Inna propozycja, powiedzmy, że tymczasowa – nie wstyd przejść się po warzywniaku z wiaderkiem czy konewką z wodą deszczową z beczki. Ratujmy się, ratujmy nasz najbliższy świat.

Jeżeli wśród kamieni milowych, na które rząd nasz się zgodził i złożył swój podpis, znajdują się – a myślę, że na pewno – i takie, które dotyczą spraw klimatycznych, trzeba po nie sięgnąć w pierwszej kolejności.

Tekst i fot. Bogumił Drogorób



Skip to content