Ostatni dzień w pracy (1)

Ostatni dzień w pracy (1)

Szanowna Pani Danuta Wojdyło

Był rok 1981, rok „Solidarności”, powiew wolności, moment kiedy zachwiały się podstawy ustrojowe panstwa, w którym przyszło nam żyć, uczyć się i pracować. Kilka miesięcy przed rocznicą narodzin „Solidarności” w Stoczni Gdańskiej – pomińmy milczeniem patrona tej wielotysięcznej fabryki – zdała pani egzamin maturalny w Liceum Ekonomicznym w Brodnicy i zaczęły się wakacje. Już ostatnie dla Pani, jako uczennicy, praktycznie absolwentki LE.

Ale te wakacje przesłoniły wydarzenia w całym kraju, nie tylko w Gdańsku, Szczecinie czy Elblągu, ale też w Bydgoszczy, Toruniu, Grudziądzu, oczywiście w Brodnicy. Każdy z nas przeżywał tamte czasy na swoj sposób. Dla Pani to była wyjątkowa lekcja wiedzy o społeczeństwie, o współczesnej Polsce. Jednak Pani myślała już o pracy, o kolejnym etapie życia. Jak się później po latach okazało była to najważniejsza decyzja w Pani życiu.  24 września, dwa dni przed II turą pierwszego zjazdu „Solidarności” w Gdańsku, stawiła się Pani do pracy w brodnickich „Wodociągach”. Biuro mieściło się wówczas na Placu Szkolnym, w bliskim sąsiedztwie kościoła farnego. Tam się to wszystko zaczęło…

Pierwsze zajęcie, od razu niezwykle odpowiedzialne, to kasa. W języku codziennym, pracowniczym, mówiło się: dostała pracę na kasie. Kasa to pieniądze, wielka odpowiedzialność, przede wszystkim zaufanie. Pani od początku dowiodła swojej fachowości, profesjonalizm stał się dla Pani nie tylko cechą nabytą ale rozwijającą każdą specyfikę, każdy wątek funkcjonowania administracji przedsiębiorstwa. Pracownicy starsi stażem pamiętają doskonale te czasy, kiedy po wypłaty dla załogi brodnickiej Pani Danka wyjeżdżała do Torunia zwykłym pekaesem, a pieniądze przewoziło się w reklamówkach.

Potem była nowa siedziba na Ustroniu i nowe zadania, bowiem po reorganizacji trafiła Pani do księgowości. Nowe doświadczenie i nowe okoliczności. Nie do pomyślenia, aby z wypłatami było jakieś spóźnienie. Cyferki i tabelki musiały funkcjonować i w głowie, i na papierze. Brakowało czasu w biurze, brało się pracę do domu. To wówczas Danuta Wojdyło zyskała miano tytana pracy. I ten tytuł zachowuje do dziś – jak najbardziej zasłużenie. 

A co mówią o Pani Danucie koleżanki i koledzy z pracy? Warto przytoczyć te głosy:

– Życzliwa, pomocna, takich jak Ona już nie ma…

– Zawsze na czas, z każdą robotą…

– Coś więcej do zrobienia, to do domu zabierała…

– Komunizm, zmiany prawne, rozporządzenia, przepisy, transformacja ustrojowa – wszystko przeżyła. Przetrwała Nowy Ład…

– Kompetencja i zaangażowanie.

– Danka? Nie do zastąpienia! Ciekawe jak to się teraz poukłada…

– Gdy bywały sporne sprawy brała koleżanki, zamykały się w pokoju i rozmawiały. Dążyła do kompromisu…

– Czasami występowała w roli spowiednika. Ludzie przychodzili, mówili o swoich kłopotach, nawet o sprawach rodzinnych…

– Jest Danka z tej generacji, która firmę traktuje jak rodzinę…

To tylko, Pani Danuto, niektóre głosy. Ich współbrzmienie jest znaczące. A przecież sukcesy odnosiła Pani nie tylko w pracy, ale też startując dziewięciokrotnie w spartakiadach wodociągowców, na 100 m i w skoku w dal, działając w zakładowej „Solidarności”. Nadto, nikt poza Panią tak znakomicie nie prowadził Kasy Zapomogowo – Pożyczkowej. To są fakty niepodważalne.

Szczególnie jeden z tysięcy takich epizodów warty jest przypomnienia. Czterdzieści dwa lata pracuje Pani nieustannie w jednym zakładzie pracy!!! Najważniejsza decyzja w Pani życiu. Choć miała Pani kuszące propozycje nigdy, nawet teoretycznie, nie rozważała Pani pożegnania z „Wodociągami”. Do tego istotne uzupełnienie: pomijając ustawowy czas na urlop, prawdopodobnie tylko jeden dzień wolnego wzięła Pani, bo była taka potrzeba. Jeden dzień na 42 lata pracy!

Tacy ludzie jak Pani tworzą hstorię tej firmy i przechodzą do historii zostawiając tu trwały ślad swojej obecności.

Jacek Sochacki
Prezes Zarządu
Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów
i Kanalizacji w Brodnicy



Skip to content