W którą stronę to płynie?
Wody Polskie to instytucja z socjalizmu rodem? Przykład na gospodarkę centralnie sterowaną? Co wiemy na ten temat? Czy to jedna z wielu tych inicjatyw, która opatrzona jest frazą dobrej zmiany?
Stawiamy te pytania
niebezpodstawnie. Jest bowiem przeświadczenie – wśród ekspertów, doświadczonych znawców tematu, także naukowców – że Wody Polskie zawłaszczą teren zarezerwowany do tej pory przez samorządy lokalne, regionalne. Teren – dodajmy – dobrze zarządzany, zagospodarowany.
Otóż Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie – polska struktura organów administracji gospodarczej powstała 1 stycznia 2018 r. na podstawie przepisów ustawy z dnia 20 lipca 2017 r Instytucja odpowiada za zagospodarowanie wód, a centralną jednostką organizacyjną jest Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej. Wody Polskie finansowane są ze środków pochodzących z opłat za pobór wód, opłat z usług wodnych oraz dotacji pochodzących z budżetu państwa. Tyle w największym skrócie.
Skąd – może pochopna to ocena – powrót do socjalizmu? I tak i nie, mówi tajemniczo ekspert pracujący z wodą od dziesiątków lat, mający z nią kontakt zawodowy codziennie. Tu trzeba wrócić do II Rzeczpospolitej, najlepszego okresu rozwoju Polski – młode państwo miało dziewiętnaście lat na zbudowanie struktur związanych nie tylko z organizacją państwa. W tym czasie powstały Lasy Państwowe, twór, który nie ma porównania w świecie. Nikt na świecie nie dokonał tyle dla lasów, przyrody, gospodarki leśnej, co uczyniły Lasy Państwowe, w całej swojej wieloletniej działalności – w II Rzeczpospolitej a potem w PRL-u.
Przez analogię
Gdy więc przebąkiwano przed rokiem, że będzie zmiana prawa wodnego, o powołaniu takiej instytucji jak Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie wielu doświadczonych inżynierów związanych z gospodarką wodną, mając wiedzę o historii i dokonaniach Lasów Państwowych – wyłączamy tutaj niedawne ekscesy w Puszczy Białowieskiej – było gotowych uznać, że tego typu reforma idzie w dobrym kierunku. Przez analogię. Aby zrozumieć o co chodzi należy wrócić do historii. Otóż w odróżnieniu od gospodarki leśnej, która została uporządkowana w latach dwudziestych ubiegłego wieku, branża wodociągowa dojrzewała nieco wolniej. Polskie prawodawstwo w zakresie bezpieczeństwa zdrowotnego wody zapoczątkowała Zasadnicza Ustawa Sanitarna z 19 lipca 1919 roku, której art. 3 ust.1 nakładał na samorządy między innymi obowiązek zaopatrzenia ludności w wodę do picia. Kolejnym ważnym aktem było Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej (z mocą ustawy) z 16 marca 1928 r. o zaopatrywaniu ludności w wodę. Oznacza to, że Polska od początku swej państwowości porozbiorowej posiadała regulacje prawne dotyczące bezpieczeństwa zdrowotnego wody odpowiednie do czasu, w którym obowiązywały. Równie konsekwentne były przepisy sanitarne w okresie PRL. Obowiązywały w tej materii dwa podstawowe akty prawne, tj. Ustawa z 17 lutego 1960 r. o zaopatrywaniu ludności w wodę oraz Ustawa z 30 maja 1962 r Prawo wodne. Oba akty zostały ujednolicone nowoczesnym Prawem wodnym w1974 roku.
Obowiązującą formą
organizacyjną zakładów wodociągowych było przedsiębiorstwo państwowe o zasięgu wojewódzkim. Pozwalało to między innymi na zatrudnianie wysoko wykwalifikowanej kadry, obsługującej również mniejsze jednostki administracyjne w ramach systemu. Ponadto rozbudowany w tym czasie system inspekcji „Sanepid” przyczynił się do podwyższenia standardów sanitarnych w dziedzinie higieny komunalnej Obecnie obowiązująca Ustawa o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków jest zgodna z Dyrektywą Rady Europy nr 98/83/WE. Przy czym Ustawa stanowi raczej rozwinięcie popularnej DWD (Drinking Water Directive), niż jej wierne odwzorowanie. Pierwowzorem dla naszej „Ustawy o zbiorowym…” jest niemiecka Ustawa z 21 maja 2001 r o wodzie pitnej: Trinkwasserverordnung. Należy tu zauważyć, że zjawisko przenikania niektórych rozwiązań prawnych pomiędzy państwami europejskimi jest powszechną praktyką, korzystną dla wszystkich. Ujednolicenie standardów służy bowiem producentom wody, bo prowadzi do rozpowszechniania coraz to lepszych narzędzi i technologii ułatwiających pracę, ale jednocześnie korzystają na tym klienci, ponieważ otrzymują usługę na wyższym poziomie.
Co zrobił stażysta?
Jednocześnie pamiętajmy, że nie powinno się przenosić wszystkich rozwiązań bez uwzględnienia warunków lokalnych. Pośród wodociągowców krąży anegdota, która mówi o tym, że ustawę Prawo Wodne pisał stażysta, dokonując przekładu z języka niemieckiego. Biedak się zagalopował, bo zawarł w niej część przepisów dotyczących specjalnej opłaty, którą powinny ponosić samorządy – czyli my – na zabezpieczenie terenów pod przyszłe ujęcia wody. Do takiego wniosku prowadzi lektura Rozporządzenia Ministra Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej z 27 lutego 2018 r. w sprawie określenia taryf, wzoru wniosku o zatwierdzenie taryf oraz warunków rozliczeń za zbiorowe zaopatrzenie w wodę i zbiorowe odprowadzanie ścieków. Znajduje się tam bardzo interesująca tabela I, gdzie w przypisach mowa jest o tym, że informacje tam zawarte służą długoterminowemu prognozowaniu możliwości zaspokojenia potrzeb zaopatrzenia w wodę z uwzględnieniem zasady zwrotu kosztów usług wodnych. W systemie prawnym naszych sąsiadów zza Odry takie rozwiązania dobrze się sprawdzają, ale już u nas niekoniecznie. Niemcy są nie tylko bogatsi od nas pod względem finansowym, ale przede wszystkim mają znacznie większe dostępne zasoby wód wgłębnych. Na naszym podwórku takie rozwiązanie byłoby tylko kolejnym pretekstem do podwyżki cen wody.
Ochrona zasobów dyspozycyjnych jest obowiązkiem gminy, której podstawowym narzędziem jest tu plan zagospodarowania przestrzennego. Wracając do nowego prawa wodnego i do naszego stażysty – pytanie dlaczego w ustawie nie napisał tego wprost – bo staż się skończył?
W tym miejscu rodzi się pytanie: co nas obchodzą Wody Polskie, zwykłych szarych ludzi, którzy gotują wodę na herbatę, odpoczywają nad wodą, płyną kajakiem, moczą się w jeziorach i Bałtyku?
Otóż obchodzi nas,
bowiem stało się tak, że zamiast instytucji takiej jak wspomniane wcześniej Lasy Państwowe, które nieustannie inwestują w swoje (nasze) zasoby przyrodnicze, stworzony został kadłubek, który przejął od samorządów wojewódzkich pieniądze za korzystanie ze środowiska, pozostawiając wszystkie ciężary związane z zaopatrzeniem w wodę samorządom gminnym. O innych uprawnieniach tego dziwnego tworu, takich jak wydawanie decyzji dotyczących cen wody czy funkcja rozjemcza w przypadku sporów z odbiorcami usług nie warto nawet wspominać. W tym miejscu nie da się pominąć również takiego drobiazgu, że w Wodach Polskich nie ma zastosowania Kodeks Postępowania Administracyjnego – nie jest to organ administracji państwowej, zatem jego kontrola społeczna jest praktycznie żadna.
Teraz pytanie, o co ta awantura? Dochodząc do sedna – czy nie jest przypadkiem tak, że stworzono ten cały galimatias po to tylko aby łatwiej było przejąć wodociągi przez międzynarodowe korporacje? Zważywszy, że ten proces już trwa, w innych branżach. Należałoby zadać sobie zatem kolejne pytanie: czy dla mieszkańców naszego kraju to dobre rozwiązanie i czy nam to służy? Czy przypadkiem nie przeceniamy idei powołania nowej instytucji. Słowem – jak to jest? Ale to już jest temat na kolejną opowieść.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Fot. Oni wiedzą w którą stronę płynąć, ale…