Informacje prasowe

22 sty Wspomnienie

Niedawno pożegnaliśmy Kazimierza Tuptyńskiego. W latach 90. był prezesem MPWiK w Brodnicy, zarządzał naszymi „Wodociągami”. Odszedł na wieczną służbę. Wspomina o nim jeden z jego najbliższych współpracowników, obecnie na emeryturze, inż. Stanisław Wiśniewski.

Kazimierza Tuptyńskiego poznałem w 1986 roku, kiedy był wiceprezesem firmy wykonującej roboty budowlane na terenie Brodnicy, Nowego Miasta Lubawskiego, Jabłonowa Pomorskiego i Górzna. Budowano głównie komunalne oczyszczalnie ścieków oraz kolektory. Nasze kontakty w tym czasie to były zazwyczaj spotkania typu rady techniczne lub odbiory inwestycji. Jednocześnie firma „Sanmel” wykonywała również inne obiekty, których adresatem nie były nasze „Wodociągi”. W tym  okresie kilkakrotnie poproszono mnie o konsultację w sytuacji, gdy pojawiały się problemy technologiczne w realizowanej aktualnie stacji uzdatniania wody, a termin naglił. W takich przypadkach kontaktował się ze mną Pan Tuptyński.

Pamiętam, że mój rozmówca przyjeżdżał na spotkanie  punktualnie, zadawał bardzo konkretne pytania i robił notatki. Kontakt z kimś tak zorganizowanym i przygotowanym zawsze był dla mnie nieco szokujący,                             w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

W 1995 roku Pan Kazimierz Tuptyński został Dyrektorem, a po zmianach organizacyjnych Prezesem „Wodociągów” w Brodnicy. To był bardzo trudny okres dla wszystkich. Wiele firm ogłaszało upadłość, inne się restrukturyzowały, zwalniając część pracowników. Bardzo poważnym problemem dla firm wodociągowych były windykacje należności, przy jednoczesnym braku kapitału zapasowego i nieadekwatnych do nakładów cenach wody. Wysoka inflacja oraz inne niekorzystne czynniki zewnętrzne spowodowały, że sytuacja finansowa naszej firmy była, oględnie mówiąc, bardzo trudna. Był to okres, kiedy wszyscy uczyliśmy się demokracji. Wielu z nas uważało wówczas, że skoro mamy wolność i wszystko jest „nasze”, to usługi komunalne w tym woda i ścieki powinny być darmowe, a jeśli nie darmo to na pewno „taniej”. Pół biedy kiedy myślał tak „zwykły zjadacz chleba” ale gdy takie rozumowanie stawało się udziałem przedstawiciele władzy (np. niektórych radnych miejskich) to bywało w różnych z różną intensywnością, ale zawsze dramatycznie. 

Przejęcie zarządzania przedsiębiorstwem bliskim zapaści wymagało niemałej odwagi i determinacji. Jako pracownicy żartowaliśmy sobie dyskretnie, że „nie wiedział co czyni” – przychodząc do nas. Nieco później mówiliśmy, że „ma węża w kieszeni”; każda złotówka obejrzana i wydana racjonalnie. Po latach przyniosło to wymierne efekty m.in. budowa dużej nowoczesnej stacji uzdatniania wody (podstawowe źródło wody dla Brodnicy), modernizacja i rozbudowa miejskiej oczyszczalni  ścieków. Obie te inwestycje nasze przedsiębiorstwo wykonało z własnych środków przy wsparciu funduszy celowych, głównie Funduszy Ochrony Środowiska: Narodowego i Wojewódzkiego.

Bardzo znaczącym osiągnięciem było podłączenie kolektorów ściekowych z okolicznych gmin. Przyniosło to duże korzyści dla mieszkańców gmin: Brodnica (gmina wiejska), Zbiczno i Bobrowo. Mowa tu nie tylko o wymiarze finansowym, ale również o pożytku społecznym i niewątpliwym postępie cywilizacyjnym dla sporej części powiatu. Mieszkańcy Brodnicy również  skorzystali poprzez obniżenie kosztów eksploatacji oczyszczalni, co ma oczywiste przełożenie na cenę ścieków. Warto zaznaczyć, że ówczesna cena wody i ścieków w Brodnicy była jedną z najniższych w Polsce. To co dziś wydaje się tak oczywiste, w chwili gdy się działo, tak oczywistym nie było, a w każdym razie nie dla wszystkich. Bywało, że brak zrozumienia  co do samej idei współpracy z gminami pojawiał się zarówno u przełożonych jak i niektórych współpracowników. Kiedy Prezes Tuptyński „trafiał na ścianę” potrafił powiedzieć „nie będziemy się kopać z koniem”, ale po chwili dodawał „róbmy swoje”

Po 9 latach pracy w MPWiK Pan Kazimierz Tuptyński został powołany na stanowisko Zastępcy Burmistrza Brodnicy. W tym czasie nasze kontakty zdarzały się niejako przy okazji: sesja Rady Miejskiej, uroczystości patriotyczne, zaproszenie do którejś z szkół etc.                                                         Po zakończeniu swojej misji urzędniczej w Magistracie  Pan Tuptyński powrócił do swojego zawodu i podejmował się prac w charakterze inspektora nadzoru na różnych budowach, głównie w branży sanitarnej, w naszym regionie. Według mojej wiedzy nadzorował budowy m.in. na terenie Jabłonowa Pomorskiego, Górzna i Lidzbarka Welskiego. W tamtym okresie zaglądał do mnie czasami „na kawę”, kiedy chciał przedyskutować jakiś problem techniczny, z którym akurat się spotkał. Myślę, że te wizyty przynosiły korzyść obopólną.

Pan Kazimierz przy całej swojej dużej wiedzy i doświadczeniu i niemałych przecież dokonaniach potrafił słuchać – dar to bezcenny. Pomimo, że był bardzo skromny i swoją pracę wykonywał jako coś naturalnego „bez fajerwerków”, to nie sposób przecenić jego zasług dla Miasta i Powiatu. Według mojego rozeznania,  gdyby kiedykolwiek władze lokalne ustanowiły nagrodę czy jakiekolwiek inne uhonorowanie (taki Brodnicki Merkury czy inny Oskar)  wybitnych obywateli szczególnie zasłużonych dla naszego regionu  to Pan Kazimierz byłby jednym z pierwszych, którzy na to zasłużyli.          

Read More

17 sty Historia higieny (9) Sterylna współczesność, zacznijmy od mycia rąk

Czasów odcinek cyklu „Historia higieny” prezentuje nam  dr Rafał Bilski z Katedry i Zakładu Biochemii, Wydział Lekarski, Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera w Bydgoszczy, Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. W swojej publikacji opowiada o kolejnym etapie rozwoju higieny w kontekście intensywnych działań farmaceutycznych i kosmetycznych koncernów.

W krajach wysoko rozwiniętych  i rozwijających się – pisze bydgosko-toruński naukowiec dr Rafał Bilski,  coraz więcej funduszy przeznacza się na środki czystości oraz kampanie uświadamiające wagę higieny osobistej. Już od najmłodszych lat wpaja się  ludziom wymów systematyczności w zabiegach higienicznych. Czystość sama w sobie staje się czynnikiem określającym nasza pozycję w społeczeństwie. Osoba zadbana, czysta i schludna jest odbierana pozytywnie przez społeczeństwo.

XX w. to  okres intensywnego rozwoju koncernów farmaceutycznych i kosmetycznych. W medycynie dokonano kolejnych milowych kroków. Lekarzom udało się dowieść, że na rozwój chorób wpływa niewątpliwie zarówno brak higieny osobistej jak i higieny otoczenia, w którym obraca się człowiek. Dzięki temu obecnie niemal wszyscy myjemy ręce po skorzystaniu z toalety (myjemy także przed), nie podajemy sobie brudnych rąk, w każdym domu znajduje się łazienka, a dostęp do bieżącej wody nie stanowi problemu. W ten sposób ograniczono zapadalność na choroby zakaźne oraz zyskano większą świadomość w zakresie podstaw sanitarno-epidemiologicznych.

Świadomość nade wszystko

Przez lata na całym świecie państwa i organizacje międzynarodowe z WHO na czele inwestowały spore fundusze w kampanie mające na celu poszerzyć świadomość ludzi w zakresie higieny rąk. Z badań przeprowadzonych w latach 2000 – 2009 wynika, że w Europie tylko 13 państw przeprowadziło kampanie narodowe popularyzujące mycie rąk, 3 kraje przygotowywały się do podjęcia akcji profilaktycznych, natomiast aż 10 przyznało, że nigdy nie organizowało przedsięwzięć na tak szeroką skalę. Tylko 4 państwa oficjalnie przyznały, że nigdy nie prowadziły akcji mających na celu ukazanie wagi mycia rąk. W Polsce ostatnie takie wydarzenie miało miejsce w 1998 r. Od tamtej pory akcje tego typu organizowane są tylko przez ośrodki regionalne.

Z roku na rok coraz więcej mówi się o zasadach profilaktyki zachorowań. Jedną z najprostszych spośród praktykowanych jest, z pewnością                          mycie rąk

To podstawowa zasada higieny osobistej, ale wyjątkowo skuteczny sposób wykonywania tej czynności. Sterylność sali operacyjnej jest wszak czym innym, niż czystość naszej kuchni. Według mikrobiologów klasyczne mycie rąk powinno trwać 10 – 15 sekund. Należy przy tym korzystać ze strumienia bieżącej wody,  płynnego mydła lub innego środka myjącego. Trzeba jednak pamiętać, że niewłaściwe dobieranie środków czyszczących, zamiast chronić przed chorobami, może raczej doprowadzić do  pogorszenia kondycji zdrowotnej. Naturalną barierą ochronną naszego ciała, uniemożliwiającą wnikanie szkodliwych czynników biologicznych, fizycznych i chemicznych jest skóra…

Jama ustna

Inną równie rutynowo stosowaną w każdym domu techniką profilaktyczną jest dbanie o higienę jamy ustnej. W Polsce przeprowadzono analizę świadomości licealistów w zakresie wiedzy o  właściwym dbaniu o jamę ustną. Badaniu podlegało 682 uczniów w wieku 16-18 lat. Uczestnicy mieli za zadanie udzielić odpowiedzi na zadane w ankiecie pytania, dotycząc ich ostatniej wizyty u stomatologa, lęku przed dentystą, częstotliwość wymiany szczoteczek do zębów oraz stanu ich uzębienia.  Okazało się, żę coroczne badania profilaktyczne wykonywało 62 proc. badanych 12 proc. uczęszczało do stomatologa z powodu ubytków jamy ustnej (uzębienia), natomiast 26 proc.  badanych kierowało się do kliniki stomatologicznej tylko, gdy ból zębów nie pozwalał im normalnie żyć. Dowiedziono również, że u uczniów, którzy myli zęby dwa i więcej razy dziennie obserwuje się mniejszą częstotliwość zabiegów leczenia kanałowego. Ponadto 25 proc. partycypantów przyznało się do krwawienia dziąseł podczas mycia zębów. Wymianę szczoteczki raz na 3 miesiące zadeklarowało 51 proc. badanych, podczas gdy 1 raz na miesiąc – 28 proc.  Pozostałe 21  proc.  robi to zdecydowanie zbyt rzadko. Lęk przed wizytą w gabinecie dentysty towarzyszyły ponad 38 proc. licealistów. Warto stanąć przed lustrem, myjąc zęby i zastanowić się, czy nie pora wyrzucić szczoteczkę, zadbać o komfort – nie tyle mycia zębów co ich stanu!!!

W rankingu państw europejskich,

wydających najwięcej pieniędzy na higienę oralną dominują Niemcy oraz Wielka Brytania. Kolejne miejsca zajmują Francja, Włochy i Hiszpania. Jak na tym tle rysuje się higiena osobista wśród Polaków?  Od lat 60. minionego wieku w krajach rozwiniętych, jak również rozwijających się, obserwujemy stały, gwałtowny wzrost zapadalności na choroby atopowe (wywołane przez alergie), autoimmunologiczne oraz uczulenia. Częstotliwość występowania astmy od 1980 r.  wzrasta z roku na rok o 1 proc.  Najwięcej alergików jest uczulonych na pyłki – 11 proc., w drugiej kolejności na kurz – 8 proc. Dalej na liście znajdują się  alergeny pokarmowe – 4 proc. oraz sierść – 4 proc. Najmniej osób skarżyło się zaś na alergie kontaktowe związków chemicznych zawartych w substancjach codziennego użytku – 3 proc. Niestety, tendencja do występowania uczuleń u dzieci może prowadzić do ujawnienia tego zjawiska w kolejnych generacjach (…)

W 1995 r. przeprowadzano badania mające na celu sprawdzenie, czy dzieci wychowujące się na wsiach, w otoczeniu zwierząt są mniej podatne na  pojawienie się u nich atopowej astmy. Środowiska wiejskie z  okręgów niemieckich, austriackich oraz szwajcarskich Alp, a także z okolic Dolnego Śląska porównano z przedstawicielami wyselekcjonowanej  grupy odniesienia z miast leżących w wyżej wymienionych regionach. Wyniki badań objęły dzieci w wieku 7 do 12 lat o zbliżonych warunkach  społeczno-ekonomicznych. Nie powinno być zaskoczeniem, że młode osoby, które wychowały się wśród gospodarstw rolnych, blisko żywego inwentarza, niemal dwukrotnie rzadziej zapadały na astmę aniżeli uczniowie szkół podstawowych z miasta.

Niepokojące prognozy wskazują, że z czasem może dość do sytuacji, gdzie alergików będzie więcej niż osób zdrowych. Stanowi to poważne zagrożenie dla ogólnoświatowej kondycji zdrowotnej społeczeństwa, ale jest także wyzwaniem dla współczesnej medycyny.  Aspekt genetyczny występowania nadwrażliwości oraz wzrastająca liczba alergenów przyczyniają się do tego zjawiska. Pomimo całej naszej nowo nabytej  świadomości i praktyk higienicznych nie udaje się skutecznie unikać rozprzestrzeniania chorób zakaźnych. Grypa ma się lepiej niż kiedykolwiek z roku na rok wywołując coraz więcej zachorowań. Spadająca w zastraszającym tempie odporność naszego społeczeństwa może doprowadzić za kilkanaście lat do poważnej epidemii (nie czekaliśmy aż kilkunastu lat, Covid 19 już się czaił za drzwiami).

Oprac. Bogumił Drogorób

Fot. Archiwum Quixi Media Sp z o.o Bydgoszcz

Read More

25 lis Historia higieny (8) Straszny i śmieszny PRL

Bliższy naszych czasów odcinek cyklu „Historia higieny” prezentuje nam dr Izabela Wodzińska, szefowa Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej.  Przypomina, iż w nowej socjalistycznej ojczyźnie  o wszystkim miała decydować partia, także o tym, kto ma czyste ręce, a kto jest brudasem.

Mieszkania ludzi pracy

W latach 50. XX w. powstały wielorodzinne mieszkania kwaterunkowe ze wspólną łazienką i kuchnią, przeważnie mieszczącą się w ciemnym korytarzu. Miało to nie tylko nauczyć  mieszkańców życia w kolektywie, ale również wytworzy trwały system kontroli społecznej. Tymczasem zgromadzenia wielu osób o krańcowo różnych charakterach często prowadziło do sporów i źle wpływało na dobrosąsiedzkie stosunki. Ostatecznie z takich rozwiązań zrezygnowano w 1956 roku.

Nie lepiej działo się w hotelach i lokalach wynajmowanych przez robotników. Zdarzało się bowiem, że czteroosobowe rodziny zamieszkiwały powierzchnie nieprzekraczającą 12 m kw. Tylko szczęśliwcy mogli poszczyć się jednym pokojem z tzw. ślepą kuchnią (pomieszczenie bez okna – przyp. red.). Z konieczności stawał się on salonem, pokojem dziecięcym i sypialnią. Tę sytuację komentowano żartem: „Ile izb przypada na jednego Polaka? Pięć! Trzy i pół izby wytrzeźwień, jedna matki i dziecka i pół mieszkaniowej”.

Stopniowy rozwój budownictwa  nastąpił w latach 60 XX w. Coraz więcej budynków wyposażono w instalację elektryczną i gazową, nadal jednak stawiano na oszczędność. Stąd standard oddawanych mieszkań pozostawiał wiele do życzenia. Zdarzało się, że stropy w lokalach były bardzo niskie, a tynk położony na ścianach szybko odpadał. Ograniczenia wprowadzano także w powierzchni użytkowej, co dla wieloosobowej rodziny stawało się prawdziwym utrapieniem.

Centrum mieszkania stanowił największy pokój, w którym obowiązkowo stały ciężkie meble „na wysoki połysk”, stolik kawowy, wersalka i dwa fotele, z czasem pojawił się także telewizor. Ponieważ pomieszczenie to miało charakter przede wszystkim reprezentacyjny, życie domowe koncentrowało się w niewielkiej kuchni. Tu dzieci odrabiały prace domowe, a rodzice omawiali problemy dnia codziennego.

W latach 70. XX w. Edward Gierek, I sekretarz KC PZPR zaczął głosić dewizę „mieszkania dla każdego”. Zwiększono naklady na budownictwo, zaczęto wznosić wielorodzinne osiedla z tzw. wielkiej płyty. Dzięki zastosowaniu nowych materiałów mieszkania stały się jasne i bardziej przestronne. Z roku na rok stale rosła ich liczba. W 1978 r.  osiągnęła 284 tys. lokali. Jednocześnie, mimo wielokrotnych prób, nie udalo się przeprowadzić reformy spółdzielczości, a średnia długość oczekiwania na własne „M” wynosiła niemal 10 lat. Najszybciej przydział otrzymywały najbardziej uprzywilejowane grupy społeczne – działacze partyjni, dyrektorzy przedsiębiorstw i kierownicy.

Rozdawnictwo lokali na zasadzie „znajomości” nie tylko budziło niechęć społeczną, ale również zmuszało do  korzystania z półlegalnych środków. Wkrótce powszechne stało się tzw. drobne łapówkarstwo, którego celem było przesunięcie petenta choćby o kilka miejsc na liście oczekujących. W zamian za „współpracę” urzędniczki i pracownicy administracji otrzymywali deficytowe na rynku towary: kawę, herbatę, paczkę rajstop lub tabliczkę prawdziwej czekolady.

A gdy już upragnione „M” było trzeba było zaczynać od remontu – położenia instalacji wszelkiej materii. W zasadzie elektryczna była nie do ruszenia, ale kuchenka gazowa czy elektryczna i zlewozmywak zawsze wymagały interwencji tych samych budowniczych, którzy oddawali mieszkania pod klucz. Co więcej – utworzony brygady specjalistów zajmujących się przestawianie tych urządzeń. Ściany malowano w jasnych, pastelowych kolorach, a sufit na biało., używając z trudem zdobytych  farb kredowych. Mimo zaleceń higienistów nadal nie rezygnowano z tapet, które były doskonałym siedliskiem pluskiew i karaluchów, natomiast myszy kursowały kanałem instalacji wodnokanalizacyjnych, od parteru po 11 piętro.

Częsta kąpiel to rozrzutność i marnotrawstwo

Najmniejszym pomieszczeniem w całym mieszkaniu była łazienka. Wynikało to przede wszystkim z przyjętych standardów budowlanych. Z drugiej jednak strony wśród społeczeństwa nadal była ona oznaką luksusu, zwłaszcza w kontekście zbiorowego przekonania o tym, że częsta kąpiel to rozrzutność i marnotrawstwo.

Do rzadkiego mycia głowy (przeciętnie raz w miesiącu) służyły szampony: rumiankowy, pokrzywowy, familijny a nawet jajeczny. Dodatkowo stosowano płukanki i mieszanki ziołowe. Wśród kobiet dużą popularnością cieszyły się tzw. suche szampony w postaci proszku, którym posypywano głowę, a następnie dokładnie wyczesywano. Tylko nieliczni mogli sobie pozwolić na zakupy kosmetyków w sklepach Pewex, które z powodzeniem funkcjonowały od 1972 r. Tu palmę pierwszeństwa dzierżyły: Fa i Palmolive. Włosy układano używając domowych środków pielęgnacyjnych na bazie wody i cukru lub piwa. Obowiązkowo nakręcano je na wałki. Takie zabiegi utrwalały fryzurę na całą noc. Tak było wśród miastowych.

Inaczej wyglądała sytuacja na wsi. Wprawdzie, dzięki zwiększającej się dostępności środków przekazu i książek liczba osób regularnie myjących głowę rosła, to jednak nadal zdarzały się choroby skóry głowy, których powodem był brak higieny osobistej. Do połowy lat 50. XX w. odnotowywano przypadki występowania kołtuna. Z obawy przed ślepotą, głuchota i śmiercią nie czesano i nie obcinano go, a jedynie smarowano tłuszczem. Powszechnie stosowano okadzanie goszczowym zielem, które rzucano na rozgrzany węgiel. Pomocna miała być też płukanka z barwinku. Równie częstym problemem była wszawica, dlatego zalecano, aby myć głowę przynajmniej co 7-10 dni. Gnidy – lekarstwem na to schorzenie był napar z piołunu, który usuwał robaki i działał odkażająco.

Stopniowo zaczęto także zwracać uwagę na mycie zębów. Jeszcze w 1968 r.  statystyki przekazywały, że przeciętny Polak zużywa tylko 1,5 tubki pasty rocznie. Stale też zwiększała się zachorowalność na próchnicę, która sięgała w tym czasie prawie 90 proc.  Stawiało to Polską na jednym z ostatnich miejsc na świecie pod względem dbałości o jamę ustną. Pewne zmiany przyniosły dopiero artykuły popularnonaukowe i poradnikowe.

Dzięki stale zwiększającej się liczbie ośrodków zdrowia i szkolnej profilaktyce prozdrowotnej, kwestia troski o jamę ustną dotarła także na wieś. Mieszkańców zachęcano przede wszystkim do codziennego mycia zębów i częstych wizyt u dentysty. Mimo to większość kobiet i mężczyzn po 30 roku życia borykało się z chorobą uzębienia i dziąseł. Nadal też w wielu domach szczoteczkę stosowano jedynie raz dziennie, ograniczając się tylko do przepłukania ust lenią wodą po każdym posiłku. Ból uśmierzano naparem z szałwii i rumianku (działał przeciwzapalnie). Do stomatologa udawano się w ostateczności, w celu usunięcia chorego zęba.

W latach 60. XX w. pojawiła się pierwsza na rynku kabina prysznicowa. „Szafę z prysznicem ustawić nawet w jednopokojowym mieszkaniu (donosiła ówczesna prasa).  Wchodząc do szafy pobiera się natrysk”. Nie dodawano przy tym, że urządzenie nie działa w cierpiących na ciągły brak wody wysokopiętrowych blokach. Ostatecznie wynalazek ten – być może równie ze względu na niską dostępność – nie zagroził popularnej wannie. Stał się za to stałym wyposażeniem hoteli i domów studenckich.

Poczesne miejsce w łazienkowym wnętrzu zajmowała wirnikowa  pralka „Frania”. Pierwsze maszyny tego typu wyprodukowano w 1958 r. i stale modernizowano. Dużym ułatwieniem dla pań domu było wyposażenie jej w wyżymaczkę, przez którą przepuszczano mokre ubrania. Dzięki temu skomplikowany proces prania uległ znacznemu przyspieszeniu.

Na wsi, gdzie kanalizacja była jeszcze słabo rozwinięta, a łazienki stanowiły rzadkość, zalecano aby w każdym domu utworzyć kącik do codziennej higieny intymnej. „W kącie tym

powinna znajdować się balia lub wanienka z blachy

czy sztucznego tworzywa. Wanienka powinna być tak duża, aby można było w niej stanąć, namydlić skórę i umyć się gąbką umoczoną w wodzie lub polewać się wąskim strumieniem wody z malej, lekkiej plastykowej konewki”. Co więcej: „Trzeba  koniecznie i obowiązkowo mieć w domu oddzielną i dużą miednicę do mycia się i mniejszą miedniczkę do podmywania. Karmienie w miednicy prosiąt i cieląt lub kur jest niedopuszczalne”.  Kąpiel powinna mieć miejsce przynajmniej raz w tygodniu, a mycie rąk obowiązkowo po pracy w polu, po oporządzeniu zwierząt i przed przygotowaniem posiłku. Aby uniknąć nieprzyjemnego świądu ciała, wyprysków lub chorób dermatologicznych, należało używać ręczników – jednego do górnej, drugiego do dolnej części ciała. Zwracano przy tym uwagę na noszenie i regularną zmianę bielizny osobistej: „Majtki powinna nosić w zimie i w lecie każda kobieta. Chronią on rodne organy kobiety przed przeziębieniem i przed dostaniem się do nich kurzu z różnymi zarazkami”.

Wiele miejsca poświęcono też załatwianiu potrzeb fizjologicznych. Jeszcze w latach 70. XX w. w popularnej książce „Dbaj o siebie” pisano: „Ustąp w obejściu potrzebny jest bardzo domownikom, a przede wszystkim kobietom, które bardziej narażone są na zaziębienie przy załatwianiu swojej potrzeby na dworze. Brak ustępu źle działa także na samopoczucie kobiety, bo zamiast wygodnie usiąść, musi się rozglądać aby jej kucającej ktoś nie naszedł”. Zalecano przy tym mycie rąk po wyjściu z toalety oraz systematyczne podmywanie się. Jednocześnie wskazywano, że złe nawyki higieniczne są źródłem nie tylko przykrego zapachu, ale wielu dokuczliwych chorób zakaźnych.

Szczególną wagę we wszystkich, skierowanych do kobiet wydawnictwach lekarskich, przywiązywano do utrzymania higieny w trakcie comiesięcznych krwawień.. Zakazywano gorących kąpieli, używania jednego ręcznika dla wszystkich części ciała, zbyt dużego wysiłku fizycznego. Jednocześnie autorzy uwrażliwiali na noszenie odpowiedniej bielizny, częste podmywanie się i zmienianie podkładów. Co ciekawe, początkowo były to fragmenty ligniny lub białego płótna. Z czasem zastępowano je (…) podpaskami higienicznymi produkowanymi przez Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych (TZMO). Dramat dla wielu kobiet zaczął się pod koniec lat 70. XX w. kiedy to w aptekach nastąpił deficyt tych produktów. Utrzymywał się on do końca lat 80. minionego wieku. Władze tłumaczyły to zwiększeniem popytu i …szybką modernizacją wsi (!!!)

Epoka PRL

to czas wielu kontrastów i sprzeczności. Z jednej strony na pólkach wydawniczych pojawiało się szereg prozdrowotnych poradników, w czasopismach roiło się od artykułów na temat naturalnego kobiecego piękna, a w telewizji pokazywano programy kultywujące ruch i tężyznę fizyczną. Z drugiej strony brakowało podstawowych środków czystości, proszek do prania był na kartki, a osobę trzymającą w ręku – albo na szyi – zakupiony papier toaletowy, uznawano za prawdziwego szczęściarza.   Prowadziło to do zabawnych a nawet absurdalnych sytuacji, które stawały się później kanwą krążących w społeczeństwie żartów i anegdot, gotowym scenariuszem filmowym.

Oprac. (bd)

Fot. Archiwum autorki

Read More

04 paź Higiena w historycznym ujęciu (7) Między czystością a brudem

W historii higieny, o której opowiadają naukowcy zgromadzeni przez dr. Wojciecha Ślusarczyka, poczesne miejsce zajmuje wyjątkowa kronika. Dotyczy naszej codzienności, sprzed wieków, sprzed lat kilkudziesięciu.

Kolejnym rozdziałem w interesującej nas opowieści zajmuje się dr  Anna Popielarczyk-Pałęga z Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Lata międzywojenne to szczególny okres. Jak określa autorka „to czas złożony i trudny”. Przypomina, że Polska po odzyskaniu po 123 latach niepodległości musiała się borykać nie tylko z koniecznością militarnego potwierdzenia prawa do tejże niepodległości, ale również stanęła przed koniecznością ujednolicenia struktur państwowych na terenie scalonym po trzech zaborach. Czego zatem dowiadujemy się o naszych przodkach, nie tylko w sensie egzystencjalnym, ale też – co sugeruje tytuł – z czym się zmagali, aby żyć w zdrowiu.

Pobojowisko – trudna rzeczywistość

I wojna światowa spowodowała wielkie straty finansowe na ziemiach polskich, które wynosiły „10 mld franków w złocie, nastąpiło więc zniszczenie 10 proc. majątku narodowego”. Sytuację gospodarczą dodatkowo pogorszyła wojna polsko-bolszewicka. W dużym stopniu zniszczone zostało rolnictwo i przemysł. Spowodowało to ogromny spadek zatrudnienia. W 1919 roku zarejestrowano ponad 200 tys. bezrobotnych (wraz z rodzinami ok. 650 tys.).

Przeważająca liczba ludności mieszkała na wsi. Spis rolny z 1921 roku wykazał, że prawie połowa użytków rolnych należała do wielkich gospodarstw, które prowadziły gospodarkę ekstensywną. Znaczna część rolników musiała zadowolić się niewielką liczbą hektarów, z których bardzo trudno było utrzymać rodzinę, a nawet zapewnić jej warunki na poziomie minimum socjalnego. Wielu musiało szukać dodatkowych zarobków, gdyż własne gospodarstwa dawały zbyt mały dochód (…) Sytuacja materialna na polskiej wsi w okresie międzywojennym była często dramatyczna. Niewielkie gospodarstwa powodowały jeden negatywny skutek – nadmiar siły roboczej na wsi. Najbardziej optymalnym rozwiązaniem tego stanu rzeczy byłoby przejście zbędnych rąk do pracy z rolnictwa do przemysłu. Takiej możliwości w Polsce międzywojennej dla większości zainteresowanych jednak nie było.

Stosunkowo szybko wzrastał odsetek mieszkańców dużych miast. W 1921 r. mieszkało w nich 7,8 proc. populacji Polski, a w 1939 już 11,4 proc. Struktura zawodowa tej ludności była bardzo zróżnicowana. Życie w głodzie i w nędzy były konsekwencją sytuacji materialnej, która z roku na rok pogarszała się drastycznie.

Rozwój warunków sanitarnych, poprawa warunków higienicznych i zdrowotnych, były więc zadaniem koniecznym, jednakże niezwykle trudnym i wymagającym wielu zmian, nie tylko w zakresie prawodawstwa, ale również w sferze mentalności społecznej.

Nie tylko sławojki

Jednym z kluczowych problemów na stan higieny – jak pisze dr Anna Popielarczyk-Pałęga – był dotkliwy brak mieszkań, zwłaszcza tuż po zakończeniu działań wojennych. Problemy lokalowe przekładały się na spadek poziomu higieny „zaglądnijmy w sienie, do którejkolwiek z kamienic, w podwórza. Zewsząd bije skisła woń obrzydliwości. Wszędzie cuchną i szumią fontanny brudów, spływając gęsto cieczą do rynsztoków…”. W latach dwudziestych XX w. nastąpiło ożywienie budownictwa mieszkaniowego, ale kryzys lat 30. ten proces wstrzymał – szacuje się, iż wówczas na wsi  zagęszczenie mieszkań wiejskich średnio wynosiło 3 osoby na izbę. Problemem był bardzo często brak wydzielonych w mieszkaniach tzw. miejsc ustępowych.

W 1928 r. wprowadzono rozporządzenia Prezydenta RP o prawie budowlanym i zabudowaniu osiedli, nakazując wznoszenie zabudowanych ustępów na każdej zabudowanej działce. Popularnie zwano jej sławojkami (inicjatorem był premier Felicjan Sławoj-Składkowski). Działania te były ukierunkowane na  akcje poprawy zdrowotności i świadomości higienicznej polskiego chłopstwa. Problem z wyposażeniem mieszkań w urządzenia sanitarne był również odnotowywany w miastach – w 1921 r.  tylko ok. 1/3 ośrodków miejskich  posiadała wodociągi i urządzenia kanalizacyjne (…). Na początku lat trzydziestych XX w.  tylko 13 proc. budynków miejskich  było podłączonych do sieci kanalizacyjnej, 16 proc. do sieci wodociągowej. Wypada tu podkreślić, iż w tej materii było spore zróżnicowanie, gdy chodzi o terytorium kraju. Dużo lepsza sytuacja była  w zachodnich województwa m.in. w Poznaniu, Bydgoszczy, Grudziądzu, Brodnicy. W latach trzydziestych XX w. stan ten uległ powolnej poprawie, ale wielki światowy kryzys ekonomiczny zahamował te ambitne inwestycje. Przeciętnie słabe warunki mieszkaniowe, na które rzutowała sytuacja ekonomiczna i mentalność społeczna, warunkowały zagadnienia higieny i zdrowia.

W 1931 r. w II RP odnotowano 603 miasta. Stan urządzeń sanitarnych i warunki mieszkaniowe w miasta były mocno zróżnicowane, aczkolwiek poziom ten był przeciętnie niski. Wyjątkowo dobrze wypadała Warszawa, która w 1929 r. oceniana była jako najczystsze miasto w Europie (!!!) w świetle analizy prasy polskiej i zagranicznej. Stołeczny Zakład Oczyszczania Miasta dysponował specjalistycznym sprzętem typu polewaczki, zamiataczki czy samochody do bezpyłowego usuwania nieczystości. W omawianym okresie ułożona 283 km rur wodociągowych i 143 km sieci kanalizacyjnej, a poziom dostępu do urządzeń higienicznych międzywojennej Warszawy najlepiej obrazują takie dane – 95 proc. mieszkańców miało bieżącą wodę, a 75 proc. skanalizowane domy.

Symbolem przemian i rozwoju w sferze higieny w omawianym okresie była również Gdynia, która od momentu zapadnięcia decyzji o budowie tam portu, przeszła ogromne przeobrażenia, w tym w sferze infrastruktury higienicznej. W latach 1928-39 wybudowano tam 110 km sieci wodociągowej i 45 km kanalizacji sanitarnej.

Wydatki na higienę i zdrowie

…przeciętnej rodziny  były oczywiście zróżnicowane, ale zasadniczo stanowiły niewielki odsetek. Wynikało to przede wszystkim  z sytuacji materialnej ówczesnego społeczeństwa, na którego styl życia w sposób zdecydowany wpływała sytuacja ekonomiczna. Ze względu na mało urozmaicone wyżywienie znacznej części ludności, zwłaszcza w okresie wielkiego kryzysu, a także brak wystarczającej infrastruktury sanitarnej w przeludnionych mieszkaniach, rosła liczna zachorowań na gruźlicę, próchnicę zębów, wybuchały też plagi wszawicy.

Opieka zdrowotna pozostawiała wiele do życzenia. Jednym z największych problemów było ograniczenie dostępu do niej. Niewątpliwie jednak znaczącym sukcesem było wprowadzenie ubezpieczeń społecznych. W 1920 r. kiedy powołano Kasy Chorych ubezpieczeniem społecznym na wypadek choroby objęto 14 proc. ówczesnego społeczeństwa, a reorganizacja tej instytucji w Ubezpieczalnię Spoleczną spowodowała, że większość robotników rolnych, co dodatkowo mocno skomplikowało i tak już złożoną sytuację, została takiej możliwości pozbawiona. Co jednak istotne, Kasy Chorych dysponowały własnymi aptekami. Oprócz Miejskich Kas Chorych istniała także Ubezpieczalnia Krajowa, której zadaniem było zapewnienie świadczenia w zakresie lecznictwa sanatoryjnego, zwłaszcza w przypadku gruźlicy. Podkreślić jednakże należy liczne uprzedzenia do – przykładowo – samej instytucji szpitala, które funkcjonowały w mentalności niższych warstw społecznych.

Kwestia mentalności

Poprawę odnotowano w dziedzinie materialnego prawa bezpieczeństwa i higieny pracy. Stosowne rozporządzenie wydał Prezydent RP, a dotyczyło ono zapobieganiu chorobom zawodowym i ich zwalczaniu. Pływ na poprawę stanu rzeczy miał także Międzynarodowy Czerwony Krzyż, który początkowo zajmował się niesieniem pomocy ofiarom wojny, by po zakończeniu walk wspierać w miedzywojennej Polsce szkolenia pielęgniarek, ratowników sanitarnych oraz pomocniczych kadr pielęgniarskich.

Ważnym elementem upowszechniania prawidłowych nawyków higienicznych była praca ukierunkowana na zmianę światopoglądu społeczeństwa. Służyły temu różnorodne pogadanki czy materiały promujące higieniczny styl życia.

Ciekawym pomysłem było organizowanie tzw. wiejskich lotnych ośrodków zdrowia. Akcje te polegały na zaangażowaniu lekarzy – społeczników, którzy zaopatrzeni w podstawowe leki starali się dotrzeć do najdalej położonych wsi. Spotkania takie polegały nie tylko na niesieniu pomocy lekarskiej, ale też na organizowaniu pogadanek w szkołach, różnorodnych konkursów czystości, wreszcie na nauce elementarnych zasad higieny.  Częstym problemem, poza niedożywieniem, był zwłaszcza na wsi brak dostępu do czystej wody. Zaś wszędzie tam, gdzie budowano system wodociągów, powoli zanikały epidemie tyfusu. Lekarze zglaszali też potężne problemy w sferze obyczajowej i światopoglądowej, z którą starali się walczyć, tłumacząc konieczność zmiany nawyków typu: nie myją dziecku główki przez całą zimę, każde niemal dziecko ma krzywicę lub też jest w jej przededniu, główka miękka jak pergamin, skorupy z glowy nie wolno zmyć, boby choroba wyszła… Problemy tkwiły zatem nie tylko w niedofinansowaniu, braku infrastruktury, dostępie do opieki zdrowotnej, ale przede wszystkim w mentalności społecznej.

Poziom higieny i zachorowań  prozdrowotnych przekładał się na średnią długość życia, która w latach 1931-32 wynosiła na wsi 48,7 lat a w mieście 53-54 lata.

Odwieczne wątpliwości co do pożytków płynących z kąpieli utrzymywały się w niektórych częściach Europy jeszcze w latach trzydziestych XX w.  Wykształcenie nawyku uczęszczania do publicznych łaźni stanowiło zaledwie początek. Biednych trzeba było przekonywać o zdrowotnych korzyściach starannej dbałości o higienę.

Specyficzny był też odbiór społeczny zakażeń przenoszonych drogą płciową, które były dowodem naruszania katolickich zasad czystości przedmałżeńskiej, opcjonalnie zasad wierności.

Zmiany te wynikały z ogromnego przeskoku, jaki dokonał się w dziedzinie badań nad bakteriami, wirusami, czy bakteriofagami, co w sposób znaczący zrewolucjonizowało walkę z chorobami zakaźnymi, jednakże na zmiany mentalnościowe w Polsce wpływało to bardzo powoli.

Wanna

i łazienka stały się u progu XX w. symbolami nie tylko luksusu, ale i nowoczesności – akurat takiej samej jak…4 tysiące lat wcześniej w Mari nad Eufratem, gdzie w jednym z przestronnych pałacowych pomieszczeń archeolodzy odkryli dwie ceramiczne wanny, których woda spływała podziemnym kanałem do zbiornika ściekowego (!!!). A jednak…pewna publicystka okresu międzywojennego przekonywała, że codzienne kąpiele wcale nie są zdrowe, zdecydowanie preferując w zamian codzienne, dziesięciominutowe wietrzenie. Stanie w przeciągu miało zapewnić to samo co kąpiel…

Modą dla zamożniejszych stało się korzystanie z kurortów uzdrowiskowych, a przebywanie nad polskim morzem uważano nawet za patriotyczny obowiązek. W nadmorskich miejscowościach zaczęto budować łazienki publiczne, zwane zakładami kąpielowymi., które wyposażano w bieżącą wodę. W 1920 r. założono spółkę akcyjną Pierwsze Polskie Towarzystwo Kąpieli Morskich, która w latach 1922-24 przystosowała do potrzeb uzdrowiskowych – kąpielowych i kuracyjnych, 72 wille w miejscowościach nadmorskich.

Lata międzywojenne to okres specyficzny, bowiem w sferze higieny pełen różnic pomiędzy poszczególnymi warstwami społeczeństwa, czy też poszczególnymi województwami. To etap wielu zmian na lepsze, postępu i znaczących odkryć naukowych, które radykalnie zmieniły podejście do kwestii higieny. Z drugiej jednak strony to również okres, w którym znacząca część społeczeństwa polskiego nie miała dostępu do elementarnych urządzeń higienicznych. Pozostało bowiem wiele do zrobienia, a na drodze do szybkiego postępu w tej dziedzinie stały nie tylko przyczyny ekonomiczne, ale także kwestie światopoglądowe.

Oprac. (bd)

Fot. Archiwum autorki.

Read More

09 lip Higiena w historycznym ujęciu (5) Trzy stulecia

W historii higieny, o której opowiadają naukowcy zgromadzeni przez                           dr. Wojciecha Ślusarczyka, poczesne miejsce zajmuje wyjątkowa kronika. Dotyczy naszej codzienności, sprzed wieków, sprzed lat.

Kolejnym rozdziałem w interesującej nas historii zajmuje się pisarka Katarzyna Pękacka-Falkowska z Katedry i Zakładu Historii Nauk Medycznych, Wydział Lekarski I, Uniwersytet Medyczny im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. Historia wczesnonowożytna obejmuje blisko trzy stulecia. Składają się na nie Renesans, Barok i Oświecenie. W prezentowanym rozdziale autorka zastanawia się jak na przestrzeni ponad trzystu lat kształtowały się oraz zmieniały zwyczaje i praktyki higieniczne Europejczyków, czym była tzw. bielizna myjąca, kiedy stosowano perfumy, jak pielęgnowano włosy, kto i dlaczego golił się i depilował, jak dbano o zęby a także jak wyglądała kobieca higiena intymna.

Wbrew obiegowym opiniom średniowiecze – dowiadujemy się – to jedna z najczystszych epok w historii. Ten fakt budzić może zdumienie i potwierdza nasz brak wiedzy. Oczywiście, nie było ono tak czyste jak starożytność, ale sprawy mycia i  higieny wyglądały o niebo lepiej niż w wiekach następnych (!!!)

Kąpiel? Raczej niechętnie…

Powszechnie uważa się, że w czasach wczesnonowożytnych – jak dowodzi autorka – Europejczycy unikali kąpieli jak diabeł wody  święconej, niemniej już w XVI w. pojawiła się wśród nich moda na kosmetyki i rozmaite środki upiększające. Stosowana różnego rodzaju maści, , olejki, pudry, barwiczki i perfumy. Wiązało się to m.in. z ówczesnymi poglądami medycznymi. Otóż liczni lekarze zgodnie twierdzili, że kąpiele są niezdrowe, wręcz szkodliwe, gdyż z ich przyczyny ciało traci naturalną „powlokę ochronną” przed miazmatami – trującymi wyziewami  ziemi, które nieustannie unoszą się w powietrzu…

Zamiast mycia się

stosowano zatem skrobanie oblepionego brudem ciała skrobaczkami, przemywanie go wodą różaną, nacieranie olejkami czy skrapianie perfumami i aromatycznymi octami. Grzebienie służyły do wyczesywania brudu i insektów z włosów, wykałaczki (a nierzadko także widelce, zaostrzone pióra ptasie czy po prostu własne palce i paznokcie) – do pozbywania się resztek pożywienia z okolic międzyzębowych, szorstkimi ręcznikami szorowano szyję, metalowymi i drewnianymi łopatkami czyszczono uszy itp. Dawnym medykom wtórowali także moraliści, którzy równie skutecznie, co ci pierwsi zniechęcali do brania kąpieli w celach higienicznych. Przy czym w odróżnieniu od lekarzy, dla których najważniejsze były aspekty fizyczne, moralizatorzy wskazywali na niebezpieczeństwa duchowe płynące z korzystania z łaźni publicznych – za najgroźniejsze uważali oni łaźnie parowe, widząc w nich miejsca niczym nieskrępowanej nagości, a przez to rozpusty i pozostałych grzesznych uczynków…

A skoro poranna toaleta ograniczała się do umycia twarzy, szyi i dłoni oraz przepłukania ust aromatycznym octem piołunowym, to nie dziwi, że w polsko-niemieckich XVII-wiecznych rozmówkach gdańskiego nauczyciela  Mikołaja Volkcmara jeden z mężczyzn, korzystających z łaźni stwierdził: „…patrz jako się pocę i jaki brud idzie ze mnie, właśnie jakobym się przez cały rok nie mył”.

– Ludzie żyjący w Europie w XVI – XVIII w. nie wyrzekli się jednak całkowicie wody, jak chcieliby tego niektórzy historycy – podkreśla autorka publikacji. – Od XVII w. w rodzinach mieszczańskich i szlacheckich mycie dłoni po wejściu do domu było czymś oczywistym. „Witajcie, złóżcie z siebie ubranie, bierzcie wodę, umyjcie ręce” – witał gości, którzy przybyli na obiad, pewien mieszczanin z Prus Królewskich.

Perfumy i brzydki zapach ciała

Królowa angielska Elżbieta kąpała się w porfirowanej wannie w mleku i winie, aby uzyskać śnieżnobiała cerę (mimo że na Zachodzie Europy od Renesansu po Rokoko, generalnie unikano kąpieli). Podobno niektórzy władcy i szlachcice francuscy kąpali się zaledwie kilka razy… w życiu! Nie dziwi zatem, że arystokraci oraz ludzie wysokiego urodzenia musieli używać coraz większych ilości perfum, aby zamaskować naturalny, ale intensywny zapach ciała.

Nowożytna perfumeria zaczęła rozwijać się wtedy, kiedy Katarzyna Medycejska – krwiożercza Włoszka, która został zoną króla Francji Henryka II – otrzymała w podarku od pewnego rzemieślnika z Grasse perfumowane rękawiczki. Przeprawiające o zawrót głowy połączenie piżma, ambry i jaśminu miało zamaskować nieprzyjemny zapach świeżo co wygarbowanej skóry z koźlęcia.

Angielski filozof Francis Bacon, tak pisał o perfumach; „…perfumy wysuszają i wzmacniają mózg, odciągając odeń reumatyzm i różne katary, co wiemy dzięki wkładaniu do ust i nozdrzy rozmarynu, aloesu albo ziela tataraku…”.

Jak więc widzimy, perfumy w czasach wczesnonowożytnych miały nie tylko maskować odór ciała, lecz także leczyć i zapobiegać powstawaniu chorób, jak dzieje się to we współczesnej aromaterapii.

Woda Królowej Węgier

Aż do lat dwudziestych XVIII w. najpopularniejszymi perfumami w Europie była podobno woda królowej Węgier Elżbiety Łokietkówny, czyli „Larendorga”. Jeden z angielskich aptekarzy  Nicholas Culpeper tak zachwalał zalety pachnidła: „Woda ta, a raczej nalewka, jest godna podziwu, bowiem przeciwdziała wszystkim przeziębieniom i powodowany wilgocią chorobą głowy, apopleksji, epilepsji, letargowi, paraliżowi, chorobom nerwów, reumatyzmowi, skazom skurczom i konwulsjom, utracie pamięci, tępocie, śpiączce, senności, głuchocie, szumom w uszach,  zaburzeniom widzenia, koagulacji krwi, bólom i zawrotom głowy powodowanym flegmą i zgniłymi humorami. Pokonuje także bóle zębów, bóle i słabości żołądka, zapalenie opłucnej, brak apetytu i złe trawienie, obstrukcje wątroby, śledziony, jelit i macicy. Zapewnia i utrwala  naturalne ciepło; odnawia zdolności oraz funkcje ciała, nawet w starości (co mówią uczeni). Niewiele jest remediów dających równie wspaniałe efekty. Larendorgę należy podawać wewnętrznie zmieszaną z winem lub wódką; można nią także przemywać skronie oraz praktykować inhalacje”.

Tu mała dygresja: z opisu i opinii angielskiego aptekarza wynika, iż „Larendorga” jest dobra na wszystko. A więc współcześnie, tu i teraz, zaproszonym gościom, którzy nieustannie zawracają nam głowę swoimi dolegliwościami, stawiamy przed nosem „Larendorgę”, najlepiej w 0,5 l. butelce, albo jak dawniej w karafce. Jest bowiem Woda Królowej Węgier do nabycia (gdzie i w jakiej cenie pozostawiam do wykrycia zainteresowanym – przyp. B.D.)

Kolońska od golarza

Kolejny przełom w europejskim perfumiarstwie dokonał się na progu Oświecenia. To opowieść na niewielkie osobne opowiadanie, zatem tylko w największym  skrócie:

Niejaki Giovanni Paolo Feminis, ubogi (jeszcze) włoski golarz z położonego w piemonckiej Valle Vigezzo, miasteczka Crana, opuścił Italię i udał się do Niemiec, aby tam poszukać szczęścia w interesach. Mężczyzna opracował autorską recepturę tzw. wspaniałej wody, czyli wyciągu z cytrusów, olejku neroli, bergamoty, lawendy i rozmarynu. Gdy jego produkt był gotowy, rozlano go w szklane fiolki i wystawiono na półkach jednej z aptek w Kolonii. Woda kolońska, bo taką nazwę otrzymały perfumy, została wykupiona na pniu w ciągu zaledwie jednego dnia przez lokalnych mieszczan i arystokratów. Interes ruszył tak skutecznie, że golarz Feminis zatrudnił do pomocy swego bratanka, Giovanniego Marie Farina. W 1732 r. Farina przejął manufakturę wuja golarza i od tej pory sprzedawał perfumy o nieco zmienionym składzie, reklamując je jako środek na rozmaite bóle: począwszy od bólu brzucha i żołądka, a skończywszy na bólach zębów.

Woda kolońska rozpowszechniła się w Europie w trakcie burzliwych wydarzeń wojny siedmioletniej (1756-1763). Co więcej, jedna z kochanek Ludwika XVI, pani du Barry, uważała ją za najpiękniejszy zapach na świecie. Na liście klientów manufaktury Farina znalazł się także ostatni król Polski Stanisław August Poniatowski, który podobno nie raz tracił głowę dla niemieckich pachnideł.

Depilacja

Od czasów elżbietańskich, czyli od początku XVI w. Europejczycy, tak jak to działo się w starożytnej Gracji i Rzymie, usuwali z ciała zbędne owłosienie. Co interesujące, początkowo nie chodziło jednak o depilację nóg czy pach, tylko o brwi i włosy znad czoła, aby uzyskać modny efekt wydłużonej twarzy. Dodatkowo kobiety chętnie depilowały miejsca intymne, aby odróżnić się w ten sposób od  dzikusów i zwierząt oraz zachować balans płynów ustrojowych, zwanych przez lekarzy humorami. Wczesnonowożytni medycy twierdzili bowiem, że nadmiar ciemnych włosów łonowych w przypadku niewiast świadczy o przewadze soków suchych i ciepłych, a zatem o skłonności do histerii i chorób głowy. Co więcej, kobiety w ten sposób chciały także sprostać męskim fantazjom erotycznym na temat bezwłosego sromu. Dlatego do bohaterki XVI-wiecznej powieści „La Lozana Andaluza”, hiszpańskiej prostytutki pracującej w Italii, przybyło kilka dziewcząt z dobrych domów, aby dowiedzieć się „jak pozbyć się włosów w wiadomych miejscach, gdyż właśnie takie rzeczy mężczyźni kochają”. Przepisy na wykonanie maści i kremów depilacyjnych można było poznać oczywiście nie tylko u kobiet lekkich obyczajów, lecz także wyczytać w licznych podręcznikach i zielnikach.

Zwyczaje i praktyki higieniczne w Europie czasów wczesnonowożytnych były kształtowane przez poglądy medyczne, rozmaite mody, religię, stan społeczny, do którego przynależała dana osoba, zasobność portfela itp. Jakkolwiek egzotyczne i niezrozumiałe z dzisiejszego punktu widzenia, są one świadectwem epoki stanowiącej pomost pomiędzy średniowieczem a nowoczesnością rozpoczynającą się w XIX stuleciu.

Oprac. (bd)

Fot. Archiwum (zdjęcie obrazu „Po kąpieli” Jean-Leon Gerome, XIX w.)

Read More

19 cze Mikroplastik w wodzie pitnej – ile naprawdę go spożywamy?

Mikroplastik stał się częścią naszej codziennej diety. Jednak zdania, co do tego, ile go spożywamy i z jakich źródeł pochodzi, są mocno podzielone. Publikacja dr inż. Edyta Łaskawiec przedstawia nam niezwykle interesujący obraz tego zagadnienia.

Dr inż. Edyta Łaskawiec jest technolożką wody i ścieków, adiunktem w Katedrze Biotechnologii Środowiskowej Politechniki Śląskiej, popularyzatorką nauki, autorką profilu edukacyjnego na platformie Instagram: wastewater_based.doctor. Jej publikacja na portalu „Wodne Sprawy”, koresponduje w znaczący sposób z problemami, które sygnalizowane były przez nasze brodnickie „Wodociągi” na łamach prasy lokalnej jak też wewnętrznej platformie internetowej. Co najważniejsze – obserwacje, wnioski, opis badań naukowych – poszerzają wielokrotnie naszą wiedzę o czynnikach wpływających na nasze zdrowie i życie. Warto zapoznać się z treścią tej publikacji, nawet jeżeli przedstawione tam fakty mogą być dla nas porażające.

Obecność tworzyw sztucznych, o wielkości od kilku milimetrów do kilku nanometrów, potwierdzono m.in. w piwie, winie, miodzie, soli, przetworzonej żywności, a nawet w świeżych warzywach i owocach. Jednak to informacje o obecności mikroplastiku w wodzie pitnej szczególnie mocno przebiły się do opinii publicznej i były przedmiotem debaty w wielu mediach.

Spożycie wody przez dorosłych różni się w zależności od płci, klimatu, diety i aktywności fizycznej. Wytyczne podają, że dorosła osoba (o masie ciała ok. 60 kg) powinna dziennie spożywać około 2 l wody. Przy czym musimy pamiętać, że woda może być nośnikiem nie tylko związków mineralnych czy pierwiastków śladowych, ale również mikrozanieczyszczeń (substancji pochodzenia antropogenicznego o stężeniach w zakresie nanogramów i mikrogramów w litrze próbki wodnej). Badacze oszacowali, że dzienna ekspozycja przeciętnego Europejczyka na mikroplastik może wynosić 1260 cząstek dla spożywanej wody wodociągowej oraz nawet 9800 cząstek dla wody butelkowanej.

Jednak obecność mikroplastiku w wodzie pitnej zależy od wielu czynników, m.in. od rodzaju i miejsca jej poboru, otoczenia, lokalnej skali urbanizacji i przemysłu. Ale też od samych metod pobierania próbek badawczych i ich objętości, sposobu identyfikacji cząstek, granicy wykrywalności czy aktualnych warunków pogodowych. W związku z czym dane dotyczące ilości i rodzaju drobin tworzyw sztucznych w wodzie pitnej są bardzo rozbieżne. Czy kranówka jest znaczącym źródłem mikroplastiku? I czy konwencjonalne procesy uzdatniania wody wodociągowej są niewystarczające, by chronić nasze zdrowie przed wszechobecnym zanieczyszczeniem?

Mikroplastik u źródła – ile cząstek znajduje się w zasobach wodnych?

W Europie zarówno wody powierzchniowe, jak i podziemne stanowią źródło zasobów do spożycia. Jednak, jak podaje europejska agencja WISE – Freshwater, większość wody na cele konsumpcyjne pobierana jest z wód powierzchniowych, około 75 proc. pochodzi z rzek i zbiorników, a 25 proc. z wód gruntowych. Chociaż każdorazowo technologia uzdatniania jest dostosowywana do pierwotnej jakości ujmowanej wody, aby ostatecznie spełniała ona normy spożycia, to jej pochodzenie ma duże znaczenie, szczególnie w kontekście obecności drobin mikroplastiku.

Na losy mikroplastików i ich transport w środowiskach wodnych wpływa m.in. gęstość, kształt i wielkość cząstek, a także powiązania z florą i fauną. Wszystkie te czynniki współdziałają również z charakterystyką wód powierzchniowych, m.in. z prędkością przepływów, sezonową zmiennością, głębokością czy topografią dna. Wykrywane stężenia mikroplastików w europejskich wodach powierzchniowych zazwyczaj mieściły się w zakresie od 1 do 100 cząstek w metrze sześciennym.

To znacznie niższe wartości niż te notowane w Ameryce Północnej czy Azji. Najczęściej spotykanymi polimerami były fragmenty i włókna polietylenu i polipropylenu. Ponadto okresowo wyższe stężenia obserwowano częściej w zbiornikach stojących niż w rzekach. Badania prowadzone na terenie Mazurskiego Parku Krajobrazowego wykazały, że 39 proc. wszystkich wykrytych w rzece włókien mikroplastików ma średnicę mniejszą niż 1 milimetr, a cząstki mogą być przenoszone przez wiatr nawet do zbiorników wodnych, które nie mają kontaktu ze ściekami (znaczącym źródłem mikroplastików w wodach powierzchniowych).

Ważnym magazynem mikroplastików w wodach powierzchniowych są osady denne. W europejskich osadach rzecznych stężenia wahały się od 18 do 72,4 tys. cząstek w kilogramie próbki. Badania prowadzone w niemieckiej części dorzecza rzeki Łaby wykazały, że stężenie cząstek w osadach może być nawet 600 tys. razy wyższe niż w fazie wodnej. Przy czym średnie stężenia wynosiły od 5 do 14 cząstek w metrze sześciennym wody. Również w tej analizie dominowały mikroplastiki w postaci włókien (46,5 proc.), a w mniejszym stopniu fragmenty (22,9 proc.) oraz granule (20,1 proc.).

Chociaż wody gruntowe są mocniej chronione przed zanieczyszczeniami antropogenicznymi niż powierzchniowe, to również ich dotyka problem obecności mikroplastików. Liczba cząstek wykrytych podczas badań wahała się od 0 do 44 w litrze wody. Przy czym ponad 70 proc. wykrywanych cząstek miało rozmiary poniżej 200 mikrometrów, co jest szczególnie niepokojące z punktu widzenia wyższych zdolności do migracji i kumulacji w naszych organizmach mniejszych cząstek, tzw. nanoplastików. Na liczebność mikroplastików w próbkach wód podziemnych w różnym stopniu wpływała działalność człowieka (wykorzystanie gruntów) oraz gęstość zaludnienia. Liczba cząstek była wyższa niż ogólna średnia głównie w pobliżu obszarów wykorzystywanych rolniczo oraz stacji paliw.

Czy stacje uzdatniania wody są w stanie usunąć mikroplastik?

Badania pokazują, że stacje uzdatniania wody zasilane wodami gruntowymi notują znacznie niższe stężenia cząstek mikroplastików, niż te zasilane wodami powierzchniowymi. Przykładowo, średnia liczba cząstek w niemieckiej stacji uzdatniania zasilanej wodami podziemnymi wyniosła 0,0007 cząstek w litrze, podczas gdy w Czechach, gdzie woda częściej jest pobierana ze zbiorników powierzchniowych i rzek, liczba cząstek wahała się w zakresie od 338 do 628 w takiej samej ilości próbki.

Konwencjonalne procesy oczyszczania wody mają zdolność do usuwania przynajmniej części obecnych drobin. Literatura podaje, że 70 proc. mikroplastików zostaje zatrzymanych już na etapie filtracji przez złoże porowate (piaskowe), a ostateczne usunięcie wynosi 97 proc. w uzdatnionej wodzie po procesie filtracji z węglem aktywnym. Około 93 proc. cząstek w zakresie wielkości 125-250 mikrometrów oraz 54 proc. w zakresie 63-125 mikrometrów zostaje usuniętych w procesie filtracji na złożu piaskowym. We wstępnych procesach ozonowania i sedymentacji efektywność usuwania mikroplastików wynosi 81-88 proc.

W zależności od źródła efektywność usuwania mikroplastików w konwencjonalnych procesach uzdatniania wody wynosi od 46 do 100 proc., przy czym niższy zakres efektywności jest notowany dla mniejszych cząstek. Część badaczy donosi jednak o ryzyku wtórnego zanieczyszczenia wody mikroplastikiem w wyniku uwolnienia ze złoża nagromadzonych cząstek lub ścierania elementów z tworzyw sztucznych obecnych w zbiornikach czy rurociągach. Podsumowanie efektywności konwencjonalnych procesów uzdatniania wody pitnej przedstawiono na rysunku 1.

Jaka jest skala zanieczyszczenia kranówki mikroplastikiem?

Aktualnie tworzywa sztuczne stanowią główny materiał wykorzystywany przy transporcie wody. Chociaż są odporne na korozję, może dojść do fragmentacji i ścierania przewodów i magistrali. Szacuje się, że w 83 proc. próbek wody kranowej dopływającej do konsumentów mogą znajdować się mikroplastiki. Przy czym ich liczba waha się od 0 do 930 cząstek w litrze. Badania prowadzone m.in. w Belgii, Danii, Włoszech, Norwegii i Niemczech wykazały, że w europejskiej kranówce liczba cząstek najczęściej oscyluje w pobliżu granicy oznaczalności.

Przy czym część badaczy podkreśla, że na tę wykrywalność mogą mieć wpływ zanieczyszczenia próbek w trakcie analiz oraz inne zanieczyszczenia fałszywie przypisywane do grupy mikroplastików. Zdania co do tego, na ile etap transportu wody materiałami z tworzyw sztucznych wpływa na jej zanieczyszczenie mikroplastikami, są podzielone. Badacze podkreślają, że znajdywane w wodzie wodociągowej cząstki nie są powiązane z materiałami bezpośrednio występującymi w sieciach.

Uwalnianie mikroplastików może mieć też charakter sezonowy. Analizy z chińskich miast pokazują, że w cieplejszych miesiącach wzrasta liczba uwalnianych cząstek (w okresie od kwietnia do lipca). Zjawisko to może mieć związek z wpływem temperatury na wzrost degradacji tworzyw sztucznych w sieci, ale może być również spowodowane niższymi przepływami rzek (a więc i wyższym ich zanieczyszczeniem), z których pobierana jest woda do sieci. Jest to szczególnie niepokojące w kontekście wzrostu globalnych temperatur spowodowanych zmianą klimatu. Porównanie średniej liczby mikroplastików w różnych matrycach przedstawiono na rysunku 2.

Czy woda butelkowana to zły wybór?

Mikroplastik do wód butelkowanych może trafiać na wszystkich etapach produkcji, więc obserwujemy podwyższone stężenie cząstek w tej matrycy. Badania pokazują, że szczególnie gwałtowny wzrost następuje na etapie zakręcania butelek. Szacuje się, że liczba drobin może wzrosnąć od 1 do nawet 317 cząstek na litr. Ostatni wzrost zainteresowania tematem obecności cząstek tworzyw sztucznych w wodzie butelkowanej jest spowodowany przede wszystkim udoskonaleniem metod oznaczania mikroplastików.

Prawie 80 proc. cząstek znajdowanych w butelkach plastikowych ma wielkość od 5 do 20 mikrometrów. Wcześniej wykrywanie mikroplastików o tak małych średnicach było niemożliwe. Większość cząstek zidentyfikowanych w wodzie butelkowanej składa się z poliestru, aż 84 proc. stanowi politereftalan etylenu (PET), który jest głównym tworzywem wykorzystywanym w ich produkcji. Wraz z rozwojem nowoczesnych metod analitycznych i udoskonaleniem sposobów pobierania próbek, środowisko wodne odsłania przed nami nowe zanieczyszczenia o wciąż nieznanym oddziaływaniu na człowieka i nie tylko.

Nanoplastik w wodzie butelkowanej może stanowić od 50 do 90 proc. wykrywanych cząstek. Najnowsze badania alarmują, że liczba nanoplastików w litrze wody butelkowanej może wynosić nawet 240 tys. Badania, które ukazały się w czasopiśmie Science Advances 17 listopada 2023 r.  potwierdziły, że nanoplastiki wchodzą w interakcje z białkami występującymi w mózgu i mogą być przyczyną zmian powiązanych z chorobą Parkinsona i niektórymi rodzajami demencji. Aktualnie chorobę Parkinsona nazywa się najszybciej rozwijającą się chorobą neurologiczną na świecie. A wiele danych sugeruje, że czynniki środowiskowe mogą odgrywać znaczącą rolę w jej rozwoju, choć większość z nich nie została zidentyfikowana.

Mikro- i nanoplastiki stanowią aktualnie jedne z wiodących zanieczyszczeń środowiskowych. Nie bez powodu budzą ogromne zainteresowanie i niepokój, bowiem stanowią wektor wielu groźnych substancji chemicznych oraz genów antybiotykooporności. Ambitny cel redukcji o 30 proc. emisji mikroplastików do środowiska do 2030 roku może przyczynić się w realny sposób do zmniejszenia narażenia środowiska wodno-gruntowego na cząstki, co jest korzyścią dla ochrony zdrowia przyszłych pokoleń. Nie jesteśmy w stanie całkowicie wyeliminować tworzyw sztucznych z naszego codziennego życia, w wielu zastosowaniach są one absolutnie niezbędne, ale ważne jest budowanie podstaw do świadomych wyborów konsumenckich. Woda wodociągowa wciąż pozostaje znacznie mniej znaczącym źródłem mikroplastiku niż żywność (szczególnie ta wysoko przetworzona) czy miejski pył, którym oddychamy.

Read More

16 maja Oczyszczalnia ścieków z fotowoltaiką

Poszukiwanie tanich źródeł energii to nie moda tylko konieczność. Nie interesuje nas krajobraz płyt, rusztowań, stelaży rozsianych w terenach górzystych i na płaskowyżu. Interesuje nas skutek. Cena za prąd.

Brodnickie „Wodociągi” inwestują w fotowoltaikę. Pisaliśmy już na ten temat, warto jednak powtarzać, przekonywać wahających się, aż do skutku. Eksperci wskazują na to, że przy prawidłowo zainstalowanej instalacji fotowoltaicznej, oszczędności prądu mogą wynieść nawet 90 proc. W takiej sytuacji rachunki za prąd z fotowoltaiką będą o wiele niższe.

To właśnie  stale rosnące ceny energii elektrycznej stają się głównym powodem prężnego rozwoju rynku energii fotowoltaicznej w naszym kraju, obserwujemy ten kierunek w Brodnicy, w powiecie brodnickim, u sąsiadów.  Przewiduje się, że do 2040 roku fotowoltaika zdominuje krajowy profil energetyczny, dlatego warto zastanowić się nad inwestycją w ten sektor, nie tylko jako firma, ale także osoba prywatna. Do jednych z ciekawszych form odnawialnych źródeł energii, w które warto obecnie inwestować, należą farmy fotowoltaiczne.

Farma na terenie brodnickiej Oczyszczalni Ścieków jest w trakcie realizacji. Liczba modułów – 740 sztuk, łączna powierzchnia modułów – 1911,6 m kw., łączna moc instalacji – 399,60 kWp. Jest to największa farma, która zasili kompleks energetyczny Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Brodnicy. Dodajmy, iż wykonawcą farmy jest warszawska firma – spółka Energynat Solutiones. Nadto, w trakcie realizacji jest – druga co do wielkości – na Ustroniu, na terenie Stacji Uzdatniania Wody Brodnica. Tutaj parametry są następujące: liczba modułów – 303 szt., łączna powierzchnia modułów – 782,7 m  kw., łączna moc instalacji – 163,62 kWp

Natomiast w pełni już funkcjonuje farma na Stacji Uzdatniania Wody Karbowo. Realizację zakończono w listopadzie 2023 r. Najmniejsza ale ważne ogniwo o parametrach: liczba modułów – 99 sztuk, łączna powierzchnia modułów 193,3 m kw., łączna moc instalacji – 42,08 kWp.

Tekst i fot. Bogumił Drogorób

Read More

23 kw. Higiena w historycznym ujęciu (3). Kroniki mycia i niemycia

W historii higieny, o której opowiadają naukowcy zgromadzeni przez dr. Wojciecha Ślusarczyka, poczesne miejsce zajmuje wyjątkowa kronika. Dotyczy naszej codzienności, sprzed wieków, sprzed lat.

Zaczniemy od lat najdawniejszych, o których ciekawie opowiada i opisuje Anna Tatarkiewicz. Przedstawimy tu najciekawsze, najbardziej pikantne fragmenty higieny osobistej w starożytności.

Rady na temat sposobów pielęgnowania ciała znajdujemy w tekstach antycznych raczej sporadycznie gdyż problemy higieny nie cieszyły się zainteresowaniem autorów literatury pięknej. Jednak, jeśli się już one pojawiają, to nietrudno zauważyć, że zalecenia dotyczące zachowania codziennej czystości nie zawsze pokrywają się tym, co my umieszczamy w dziedzinie higieny osobistej. Wiele antycznych  wskazówek „higienicznych” z punktu widzenia starożytnych zaliczyć możemy raczej do szeroko pojmowanej kosmetyki czy – nawet częściej – medycyny.

Owidiusz w „Sztuce kochania” 

nie tylko zauważa, że nie ma ludzi, których charakter, umiejętności i wygląd są idealne, ale pokazuje, że pewne cechy i braki można umiejętnie ukryć. Lecz bez względu na wszystkie proponowane przez siebie „sztuczki”, zaleca przede wszystkim dbałość o codzienną higieną osobistą tak mężczyznom jak i kobietom.

Mężczyznom radzi: Uwiedź raczej schludnością, opalonym ciałem (…) niech kudły ci nie sterczą każdy w inną stronę, niech fryzjer – mistrz pracuje przy brodzie i włosach, nie zapuszczaj paznokci – miej je wyczyszczone, kłaki niech nie wyłażą dziurkami od nosa. Zadbaj by przykry oddech z twoich ust nie płynął – niech od ciebie nie bije woń starego capa.

O czym kobiety powinny pamiętać, zdaniem Owidiusza: Pachy nie mogą cuchnąć jak cap (…) i że nogi nie mogą pokryć się szczeciną (…) Mam przypomnieć, że zęby zniszczy zaniedbanie i że do mycia tworzy rano służy woda!

Inspirując się słowami Owidiusza przyjmijmy, że za podstawowe elementy higieny osobistej w starożytności uważano: dbałość o ciało pozbawione zapachu potu, zabiegi depilacyjne, zadbane włosy i paznokcie, świeży oddech i jasne zęby. I te zalecenia są ważne do dziś.

Starożytni Egipcjanie

dbali zarówno o odzież i mieszkanie, jak i higienę ciała. Myli się nawet kilka razy dziennie: rano, zaraz po przebudzeniu oraz przed i po każdym z posiłków. Typowymi przedmiotami związanymi z codzienną toaletą była miska (szwaty) i naczynie z dziobkiem (hesmenyt). Uczeni sądzą, że do wody w dzbanku dodawano sody, a do miski wsypywano piasek. Wodę w płukankach odkażano tez innym rodzajem soli (bed).

Przywilej  kąpieli we własnych domach mieli jednak nieliczni. Najbogatsi mieszkańcy myli się w wannach/brodzikach kąpielowych, wykonanych z kamienia. Stojąc w nich, byli polewani wodą przez służbę. Podczas wykopalisk archeologicznych często znajdowane są używane przez Egipcjan przybory toaletowe. Do tego typu znalezisk należą grzebienie, pęsety, flakoniki na perfumy, naczynia na mazidła. Dość rozpowszechnione było namaszczanie całego ciała i włosów oliwą. Mialo to dwojaki cel: z jednej strony zmiękczenie skóry wysuszonej i podrażnionej przez wszechobecny piasek i suche powietrze, z drugiej również tępienie żyjących we włosach pasożytów. (…) Przypuszcza się, że  Egipcjanie znali i stosowali rodzaj dezodorantu, który miał niwelować przykry zapach spoconego ciała. Naciera się mianowicie maścią zrobioną z terpentyny, żywicy i jakimiś niezidentyfikowanymi nasionami.

Mówienie o łazience,

w dzisiejszym tego słowa znaczeniu w odniesieniu do domu greckiego jest niewłaściwe. Jednak jako przykład powiązanie jednego pomieszczenia z funkcjami „łazienki” posłużyć może komedia Arystofanesa „Osy”, w której łazienka i kuchnia są połączone. Możemy podejrzewać, że ablucje rodziny – jeśli nie było odpowiednich systemów doprowadzania (cieplej) wody i odprowadzania wody (zużytej) – były czynnościami dość skomplikowanymi i powodującymi chaos w części domu. W Sparcie gorące kąpiele uznawano za symbol słabości i zniewieściałości, ale dla Ateńczyków – oprócz zachowania czystości – kąpiel była przyjemnością.

W okresie wczesnej Republiki Rzymskiej częsta kąpiel nie była wśród Rzymian zbyt popularna. Wystarczyło gruntowne mycie raz w tygodniu. Poza tym ograniczano się do umycia twarzy, rąk i nóg. W większości rzymskich domów nie było specjalnego pomieszczenia przystosowanego do codziennych ablucji. Najczęściej wykorzystywano jakąś wnękę w pobliżu kuchni, aby mieć wodę pod ręką. Wannę robiono z beczki, która dla wygody była zazwyczaj wpuszczona w ziemię. (…) Zwyczaj codziennej kąpieli upowszechnił się dopiero w I w. p.n.e. Pliniusz pisze, że mydło wykorzystywane przez Rzymian przygotowywane było najczęściej z łoju koziego i popiołu bukowego. Produkt ten pochodził z Galii, a Celtom pierwotnie służył nie tyle do mycia, co do farbowania włosów (na rudo).

Plutarch w „Żywocie Katona”

podkreśla, że w okresie Republiki i zanim zostały rozpowszechnione zwyczaje hellenistyczne, Rzymianie nie przepadali za wspólnymi kąpielami i myli się w samotności. Potem wspólne kąpiele i moda na korzystanie z term stały się powszechne.

Dbałość o włosy, ich stan oraz wygląd byłwy we wszystkich kulturach starożytnych istotnym elementem codziennej higieny i kosmetyki. W Grecji w miejscach publicznych kobiety rzadko nosiły włosy rozpuszczone. Układanie ich w misterne fryzury wymagało pomocy wyspecjalizowanych służących zwanych kalamistrami. Kalamis był to metalowy przyrząd w kształcie palaczki zakończonej gałką, przy pomocy którego – po jego rozgrzaniu w ogniu – układano włosy. Rzymiankę czesała fryzjerka – ornatix. Pokazywanie siwych włosów było uważane z brak dbałości o siebie więc usuwano je bądź farbowano.

W okresie Cesarstwa Rzymskiego modne były peruki robione z jasnych włosów niewolnic z Germanii, a także ciemne włosy importowane z Indii – skala tego specyficznego importu była w pewnym momencie  tak wielka, że obłożono go podatkiem.

O włosy Rzymianina dbał

tonsor – fryzjer-golibroda. Troszczył się on również o stan i wygląd paznokci u rąk i nóg. Do III w. p.n.e. długie włosy i brody u mężczyzn były czymś normalnym. Pierwszym, który kazał się codziennie golić był Scypio Afrykański Mlodszy; natomiast boski August (I w. p.n.e.) używał zawsze brzytwy. Od jego czasów wizyta u fryzjera była jednym z wyznaczników podstawowych elementów higieny osobistej.

Starożytni Egipcjanie do usuwania włosów używali peset i brzytew, które były wykonane z miedzi i brązu, czasem ze złota. Przechowywano je w skórzanych woreczkach lub futerałach, żeby zabezpieczyć przed przedwczesnym stępieniem ostrza. Mężczyźni golili włosy i brody. Kapłani golili „co drugi dzień całe ciało, ażeby ani wesz, ani żaden inny obrzydliwy owad, nie pokazał się u nich podczas sprawowania służby bożej…”.

Hindusi pozbawiali się owłosienia

z okolic klatki piersiowej i miejsc intymnych. Specjalistkami od usuwania zbędnego owłosienia były kobiety. O ile piękne włosy na głowie i długie rzęsy oraz uporządkowane brwi były symbolem piękna, dbałości o siebie i atrakcyjności, to owłosienie na innych częściach ciała uważane było za sprzeczne z higieną. Od XVI w. p.n.e. asyryjskie kobiety używały do depilacji maści z soli morskiej, miodu i s[sproszkowywanego alabastru. Wśród Rzymianek popularna była depilacja „chemiczna”, do której używano specjalnej maści – psilostrum. Przepis na wykonanie takiego środka podaje Pliniusz Starszy: „Nasienie czarnej wierzby z pianą srebrną w równiej wadze pomieszane i po kąpieli rozsmarowane, służyły za psilothrum.

Kobiety w czasach starożytnych nie zapominały

o depilacji okolic intymnych

Wątek ten pojawia się m.in. wielokrotnie w komediach Arystofanesa wskazując, że dla Greczynki depilacja okolic intymnych była równoznaczna z zachowaniem czystości i jednocześnie posiadaniem  atrakcyjności seksualnej. Wiemy, że mogły one wybierać wśród kilku metod. Jedną z nich, zapewne szalenie bolesną, było opalanie włosów.

Praktyka opalania włosów łonowych była w Grecji dość popularna, ale jej przedstawienie w sztuce jest prawdziwą rzadkością. Na jednym z kyliksów (pucharów) zachowała się scena, przedstawiająca kobietę, która trzyma lampę oliwną tak blisko, by przypalić włosy łonowe. Kobieta kuca nad zbiornikiem z wodą zapewne po to, żeby interweniować w przypadku ewentualnego oparzenia. W drugiej ręce trzyma (być może namoczoną) gąbkę. Gąbki były wówczas powszechnie stosowane do mycia i kąpieli.

Wśród opisów często pojawia się sugestia informująca o wyrywaniu włosów lub usuwaniu ich pęsetą:

„(…) starczy, że z niewolnikiem leżąc na kożuchu, jemu pokażą wyskubane wdzięki…”

Również starsze kobiety pozbywały się owłosienia łonowego:

„Po cóż, Ligejo, wyskubujesz sobie wiekowe łono? Zostaw prochy w grobie! Młodej wypada dbać o taką schludność (…) Będzie ci  – myślisz – służyć za przynętę, coś co już dawno zmurszało ze szczętem? Wstydź się, Ligejo, porzuć te zachody i lwu zdechłemu nie podskubuj brody”.

Kobiety też posługiwały się brzytwą o czym poeta tak przedkłada:

„(…)Pokażę, a zobaczysz, że choć stara jestem, jednak kudłów nie ma, wszystko gładko wygolone, każdy włos”.

Znany ze swych ekscentrycznych zachowań cesarz Heliogabal (III w. n.e.) miał używać brzytwy jako czegoś w rodzaju seksualnego fetyszu. Podczas kąpieli, kiedy przebywał z kobietami „sam namaszczał je maścią przeciw owłosieniu, której sam używał do swej brody…”

Zęby

Starożytni Egipcjanie całkiem nieźle radzili sobie  z chorobami przyzębia i bólami zębów, ale jednocześnie, wydaje się, że nie przywiązywali wielkiej wagi do higieny jamy ustnej. Podczas wykopalisk nie udało się odnaleźć szczoteczek czy innych narzędzi, które mogły służyć do czyszczenia jamy ustnej i zębów.

Natomiast Hindusi starali się utrzymywać je w czystości. O wschodzie słońca bramini czyścili zęby przez około godzinę. Żaden Hindus nie zjadł śniadania bez wcześniejszego wyczyszczenia zębów szczoteczką wykonaną z gałązek drzew lub krzewów z rozdzielonymi na końcu włóknami.

W Grecji rytuał czyszczenia zębów i języka kończył się płukaniem preparatem: wyciągiem z kamfory, kardamonu i innych ziół.

Rozwój techniki, klimat, kwestie kulturowe czy religijne od wieków mają wpływ na to, w jaki sposób dbano o higienę osobistą. Wydaje się, że postulaty Owidiusza, przytoczone na początku tekstu brzmią wyjątkowo uniwersalnie. Także w naszych czasach.

Oprac. Bogumił Drogorób

Jean-Leon Gerome – „Kobieta w łaźni”

Read More

19 kw. Źródła energii W stronę słońca

Na terenach Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Brodnicy trwa budowa instalacji fotowoltaicznej na potrzeby Oczyszczalni Ścieków. Wykonawcą jest spółka Energynat Solutiones z Warszawy.

Fotowoltaika przestała być przestała być czymś z pogranicza fantastyki. Energię ze słońca czerpiemy w rozmaity sposób, na różne potrzemy jest nam przydatna. Mówiąc najbardziej obrazowo: zamiast wytwarzać energię, ciepło, tworzymy urządzenie, które chłoną. Dziś prezentujemy pierwszy etap tworzenia instalacji. Puste jeszcze szkielety, a już robią wrażenie. W ciągu kilku tygodni powstanie farma, inwestycja ze wszech miar pożądana, wpisująca się system ekologii, ochrony środowiska.

Tekst i fot. (bd)

Read More
Skip to content