Informacje prasowe

13 paź Światłowód na każdej ulicy, a ścieki sobie płyną

Brodnica jest skanalizowana w 98 proc. Jednak jest pewien procent w mieście i poza nim, teren nie mający dostępu do kanalizacji. Niestety, w dobie światłowodu, cyfryzacji, w XXI w. mamy także do czynienia z technologią, zbliżoną na czasów międzywojennych sławojek. Co to oznacza?

Interesuje nas teren, gdzie występują przydomowe oczyszczalnie ścieków – nie tylko na wsi – indywidualne instalacje (kombinacje) i najpopularniejsze, zbiorniki bezodpływowe, czyli szamba. W ostatnim czasie zostały one otoczone szczególnym zainteresowaniem inspektoratu ochrony środowiska, jednostek kontrolujących z urzędów miast i gmin. Po kontrolach ciekawy fakt: ilość ścieków dowożonych z przydomowych oczyszczalni ścieków i zbiorników bezodpływowych praktycznie się podwoiła, a przecież liczba mieszkańców nie wzrosła aż tak lawinowo, nie uległa podwojeniu. Jakie z tego wniosek? Wskazuje to na pewien fakt braku opróżniania szamb, przydomowych oczyszczalni ścieków przez ich użytkowników.

„Kreatywność” i „przedsiębiorczość”

Każdy niby jest świadomy tego, że produkcja ścieków jest skorelowana z użyciem wody. To nie ulega wątpliwości. Równowaga – ile wody tyle ścieków – nie jest zachowana, a różnica nie ląduje w miejskiej oczyszczalni ścieków. Ani poprzez sieć kanalizacyjną, ani przez wozy asenizacyjne, które powinny owe ścieki dowieźć. Wskazuje to na wyjątkową „kreatywność” właścicieli nieruchomości, wyjątkową „przedsiębiorczość”. Tu istotna uwaga – „Wodociągi” brodnickie świadczą takie usługi mając dwa specjalistyczne wozy, poza tym jest jeszcze ok. dziesięciu takich środków transportu, prywatnych firm wywozowych działających na obrzeżach miasta i w terenie.

Opowieści

są z cyklu jak się pozbyć ścieków nie płacąc za usługę albo płacąc częściowo. Napotykamy tutaj na „ciekawe rozwiązania” i „myśl techniczną”. Miejsce, o który mowa, znajduje się na obrzeżach miasta – znaków szczególnych nie podajemy. Szambo, wyjątkowo płytkie, o głębokości najwyżej do 2 metrów. Co dwa tygodnie, mniej-więcej, powinien przyjeżdżać wóz asenizacyjny. Ale nie przyjeżdża, ponieważ właściciel nieruchomości ma dość długi wąż strażacki, nadto zakupił pompę pływającą. Długi wąż wyprowadził ścieki do rowu, a tam już niech się przyroda zaopiekuje. Spadnie deszcz, wszystko wsiąknie. Dla zmyłki właściciel płytkiego szamba i węża strażackiego głośno mówi o ekologii i poszanowaniu przyrody.

Pompowanie nieczystości do przydrożnych rowów, strumyczków, cieków wodnych to nic nowego. Nawet może to być działka za domem, o odpowiedniej powierzchni. Oczywiście, nigdy za dnia, raczej późnym wieczorem.

Zbudowanie domu nad rzeką nie musi budzić podejrzeń, ale czasami warto zaobserwować. Na pewno jest to miejsce wygodne do odprowadzania ścieków, a wysoki brzeg wręcz zachęca – krajobrazowo i „gospodarczo”. Mimo rozwoju gospodarki wodno-ściekowej, nacisku na ochronę środowiska, brakuje wewnętrznej dyscypliny. Sytuacje trudne dla przyrody zdarzają się i – co najgorsze – powtarzają się.

Zbiorniki bezodpływowe, czyli szamba i przydomowe oczyszczalnie ścieków, w zasadzie nie są zbiornikami bezodpływowymi w swojej naturze, ponieważ wątpliwym faktem jest posiadanie przez nie…dna.  Szambo jest niekiedy podziurawione. Jeżeli nie ma szczelnego dna cała tzw. treść ścieków przedostaje się do gleby, do wód. Jest to jeszcze bardziej niebezpieczne, gdyż przy jakiejś określonej głębokości takiego zbiornika, ścieki przedostają się do warstw głębszych gleby. Jest to prosta droga do skażenia wody o czym ci wszyscy „kreatywni” gospodarze powinni wiedzieć.

Zdarzają się sytuacje

gdzie nieruchomość nie jest podłączona do żadnego zbiornika. Przy natłoku zgłoszeń jakie mieli panowie wywożący nieczystości, samorząd gminy może poprosić delikwenta do kontroli, o wykazanie się troską o ekologię. Inaczej mówiąc musi pokazać fakturę na opróżnianie szamba. Może być paragon za usługę. Przede wszystkim umową na wywóz nieczystości!!! Niekiedy okazuje się, że gospodarz umowę, owszem, ma, ale podpisał ją kilka miesięcy temu, a jego dom stoi od…trzydziestu lat. Co robił z tym gównem przez ten czas?

Bywa, że dopiero kontrola wymusza konieczność podpisania umowy. Kary finansowe nie są czymś incydentalnym. Jednostki samorządu, gminy, urzędy są władne do przeprowadzania kontroli na miejscu, w terenie. Nadto, nadzór budowlany określa, czy dany zbiornik spełnia określone warunki utrzymania rygoru. Rzetelność to już zadanie dla gospodarza domu.

Bywa też – jest to także historia prawdziwa – że właściciel nieruchomości chce podpisać umowę na wywóz nieczystości, ale nie ma żadnego zbiornika!!! Jak wyglądało to do tej pory? Rura z domu na łączkę, polanę, teren opada, nikt rury nie widzi, bo zakopana i tak ścieki sobie płyną. Do bajora, stawu, do rowu, do jeziora.

Mimo różnego rodzaju promocji, dofinansowania, nadal jest pole do popisu dla jednostek kontrolujących. Nie chodzi jednak tylko o kontrolę, bardziej o świadomość. Tej, niestety, obserwując problem związany z gospodarką wodno-ściekową, nadal brakuje. Czynić sobie ziemię poddaną nie oznacza niszczenie jej. I to z pełną świadomością.

Inwestycje komunalne oraz dbałość o ich stan, to zadanie Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Brodnicy. Firma, w skład której wchodzi także oczyszczalnia ścieków, bardzo dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków. Może także służyć radą wszystkim, którzy inwestują w swoje nieruchomości, ale – bardzo możliwe – nie znają prawnych uwarunkowań. Skorzystanie z takiej pomocy to jednocześnie deklaracja uczciwości – wobec nas, wobec przyrody.

Tekst i fot. Bogumił Drogorób

Fot. Szambo już nieczynne, musiało być opróżniane co dwa tygodnie. Właściciel zdecydował się na podłączenie domu do kanalizacji. Sporo zaoszczędził.

Read More

23 lip Jarmark królewny Anny. Wszystko co najważniejsze

Od 18 lat Anna Wazówna jest patronką najciekawszej imprezy jarmarcznej i plenerowej w Brodnicy. Była znana jako znawczyni ziół i lekarstw z nich robionych, w sąsiedztwie jej pałacu – starościny brodnickiej – rozłożyły się stragany z wszelkimi dobrami, przede wszystkim spoglądała na to, co się działo w jej mieście z wysokości pomnika.

Ulica Zamkowa zamknięta dla ruchu kołowego od Mickiewicza do Podzamcza. Zamknięta i zajęta przez stragany, namioty, akcesoria do garmażerki, bogata w zapachy wędlin i sera, wędzonego jesiotra i kiełbasy z grilla. Na skwerze przy pałacu, tradycyjnie, scena i widownia. Na terenie zamku krzyżackiego stragany, m.in. ze starociami, ale także artykułami spożywczymi, czymś do picia, na parkingu – miasteczko medyczne. Sporo miejsca, bo temat poważny: zdrowie! A więc mammografia, pomiar ciśnienia, poziomu cukru, konsultacje onkologiczne, osteoporoza, rozpoznanie boreliozy i innych chorób, ogląd jamy ustnej  – paradentoza, jak leczyć – lista konsultacji przeogromna.

Ruszamy śladem kramów – kawa, mydło, zapachowe esencje, kapelusze na słońce (droższe niż w sklepie), pistolety z nabojami (wątpliwa zabawka dla dzieci), skórzane paski wąskie, kwiaty cięte i doniczkowe, kwiaty do ziemi, miód w słoiczkach i pitny w butelkach, poduszki (jaśki) z kotem, psem, traktorem, bluzki, paczka w ciemno (co los przyniesie), dżemy, sery, znowu sery, chleby, misie na szydełku robione, świeczki, torby zakupowe, bransoletki, naszyjniki, niby jubilerskie akcesoria, wisiorki, garmażerka dla głodnych, wino z winnicy Sztolcmana w Szafarni (tej blisko Tereszewa), pierścionki, drewniane akcesoria do kuchni, sznytka żytniego chleba ze smalcem albo z pasztetem z dziczyzny. Tu zatrzymuję się na dłużej, przy stoisku z wędlinami, szynkami i chlebem żytnim. Znana firma z Kociewia, z miejscowości Jeżewo – A.A. Bartknecht.  Żytni chleb zalecany przez środowisko medyczne, ląduje w mojej torbie reporterskiej. Idziemy dalej napotykając wędzonki, produkty z Podhala, świat przypraw (np. czarnuszka), wodę z gazem i bez gazu z dystrybutora brodnickich „Wodociągów”, informacje bankowe, zaproszenia do Brodnickiego Parku Krajobrazowego, a za pomnikiem Anny Wazówny królestwo bibliofilów – książki, które kierownictwo Miejskiej i Powiatowej Biblioteki Publicznej, wystawiło na sprzedaż, w cenie od 1 zł – do 2 zł. Zainteresowani biorą albumy i literaturę piękna. Jest Kraszewski, Sienkiewicz i prawdziwe perełki. Wchodzę w ten temat – za 10 zł kupuję „Lot nad kukułczym gniazdem” – Ken Kesey, „Piękni dwudziestoletni” – Marek Hłasko, „Okno” – Ireneusz Iredyński, „Siekiera” – Ludwik Vaculik, „Po śniadaniu” – Eustachy Rylski.

Na scenie rozgrzewa się „Big Bike Orchestra” – saksofon i flet, organy i akordeon, gitary dwie – rytmiczna i basowa, skład perkusyjny. Big Bike czyli Duży Rower, sześciu muzycznych wariatów – jak mówią o sobie – którym udało się opanować Duży Rower, niezwykły jednoślad. Na jednym z promocyjnych zdjęć widać sześciu wariatów na rowerze sześcioosobowym. Znakomity skład!

Otwarcia imprezy dokonali  Krzysztof Hekert wiceburmistrz Brodnicy i Zbigniew Sosnowski, poseł na Sejm RP. Są samorządowcy, przedsiębiorcy, przyjaciele Brodnicy z Polski, mieszkańcy miasta i okolic. To dla nich ta impreza! Przy wspaniałej, słonecznej pogodzie.

Udało się!!!

Read More

23 lip Nasz zwykły dzień

Ekipy dyżurne są nieustannie w pogotowiu. Na hasło AWARIA wszystko jest gotowe. Samochód podjeżdża na miejsce, zaczyna się praca.

Awarie w mieście nie zdarzają się często. Okoliczności, przyczyny, skutki bywają rozmaite, tak jak różna jest skala niezbędnych napraw. Ważne, żeby naprawa była skuteczna. Skuteczność, w konsekwencji, powoduje, że tych awarii jest mniej.

Na zdjęciach prace na brodnickim Dużym Rynku – poniedziałek, 21 lipca, godz. 9.40

Read More

04 maja Nasze skarby – ziemi i architektury. Skąd się bierze woda w kranie?

Był czas, że wodę transportowaliśmy na powierzchnię za studni, za pomocą wiadra na łańcuchu, że szło się po wodę daleko od domostw, a dwa wiadra przymocowane do nosidła (koromysło) „szły z nami na naszych plecach”. To już historia, którą warto tutaj przytoczyć.

Woda – nomen omen – to temat rzeka. Można słuchać o niej wielu interesujących opowieści. Są one między innymi w publikacji Antoniego Bochena „Skąd się bierze woda w kranie”, miłośnika historii gospodarczej Polski, praktyka marketingu narracyjnego, prezesa wydawnictwa Quixi Media z Bydgoszczy. Dodajmy jeszcze rzecz istotną – publikacja uzyskała wsparcie zespołu naukowców, którzy konsultowali ów projekt: prof. dr Małgorzata Gutry-Korycka z Uniwersytetu Warszawskiego, prof. dr inż. Zbigniew Kledyński z Politechniki Warszawskiej, prof. dr inż. Maciej Maciejewski z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, mgr inż. Lidia Zacholska i dr Sławomir Żak z Politechniki Bydgoskiej.

– Woda jest jednym z najważniejszych zasobów naturalnych naszej planety. Bez niej nie istniałoby życie – pisze Antoni Bochen. Chociaż na Ziemi jest mnóstwo wody nie zawsze znajduje się ona we właściwym miejscu, we właściwym czasie i nie zawsze posiada odpowiednią jakość. Między innymi przez to, że odpady chemiczne nieodpowiednio zutylizowane wczoraj, dziś pojawiają się w zasobach wodnych, i to w miejscach najmniej spodziewanych. W odpowiedzi na potrzebę zrozumienia funkcjonowania złożonej sieci wodnej na Ziemi rozwinęła się hydrologia, jako nauka.

Wszystkie procesy chemiczne i biologiczne

z udziałem wody przemieszczającej się różnymi drogami w powietrzu, na i pod powierzchnią skorupy ziemskiej oraz w roślinach, są przedmiotem zainteresowania hydrologów. Woda potrafi obrać wiele dróg w nieprzerwanym procesie opadów – deszczu lub śniegu – i parowania do atmosfery. Może być uwięziona przez miliony lat w polarnych pokrywach lodowych. Może też spływać do rzek, a następnie do mórz i oceanów. Potrafi wsiąknąć w glebę, by potem wyparować bezpośrednio z jej powierzchni lub przez liście roślin. Może także nastąpić jej infiltracja dfo wód gruntowych (poziomów wodonośnych). Niekiedy trwa to krótko, a kiedy indziej – miliony lat. Ludzie próbują – we własnym dobrze pojętym interesie – nad tym zapanować i niesforny żywioł ujarzmić. Budują ujęcia wody, meliorują grunty rolne lub je nawadniają, wykorzystują wodę do celów komunalnych, przemysłowych, a także do produkcji energii elektrycznej.

W tak różnorodny sposób „przepracowana” i wyzyskana woda z reguły trafia ponownie do środowiska. Oczywiście, zazwyczaj wcześniej poddawana jest procesowi uzdatniania. Niestety nawet oczyszczona jest już gorszej jakości niż istniejąca w stanie pierwotnym.

Było sobie wzgórze

widok stamtąd zachwycający, ale taszczenie przez cały dzień wiader z wodą z rzeki pod górę, do domu, to duża uciążliwość. Każde wiadro to 10 litrów, a dostarczenie 20-30 wiader wody dziennie na szundach (nosidło, koromysło) to koszmar. Kluczem do celu to budowa wodociągu z rur, biegnącego z rzeki do każdego z domostw, gospodarstw na wzgórzu. Tylko…sprawa podstawowa, woda nie płynie samoczynnie pod górę. Na wzgórzu trzeba zbudować zbiornik wodny. Ze zbiornika siecią rurociągu woda popłynie do każdego domu na wzgórzu aż się dzieciak zdziwi: mamo, woda ze ściany płynie!!! Za pomocą grawitacji woda dostarczana jest za darmo. Wszystko działa idealnie.

Mając wodę można zbudować wszystko, całe miasto – z przemysłem, gospodarką, parkiem rozrywki, dzielnicami mieszkaniowymi. A wszystko to dzieje się w bliskim sąsiedztwie i dzięki wodzie – między innymi.

Wieże ciśnień

to nieodłączny element systemu wodociągów, przede wszystkim urządzenie techniczne. Były to budowle – takimi pozostały, co podajemy za Wikipedią – w formie wieży, na której szczycie znajdował się zbiornik wodny, służący do stabilnego ciśnienia w sieci wodociągowej, który pokrywa wzrost zapotrzebowania na wodę. Zależnie od funkcji użytkowej wyróżnić można wieże ciśnień: wodociągowe (miejskie), kolejowe i zakładowe. Wieże ciśnień bywały mylone z wieżowym zbiornikiem na wodę, który jest budowlą, natomiast wieża ciśnień to wielofunkcyjny budynek (posiadający fundamenty, ściany i dach), w którego górnej części – pod dachem – znajduje się zbiornik na wodę. Zbiorniki wieżowe mają za zadanie gromadzenie wody – zapewnienie rezerwy w przypadku zwiększonego zużycia i zapewnienia odpowiedniego ciśnienia oraz zachowania ciągłości procesów technologicznych w przypadku awarii wodociągu.

Budynek wieży wodnej, prawdopodobnie najstarszy w Polsce, zachowany do dziś, znajduje się w Lublinie. Już w 1564 r. zbudowano tam to urządzenie z łupanego kamienia wapiennego oraz z cegły z czterospadowym dachem. Ze zbiornika z wieży woda spływała grawitacyjnie drewnianymi rurami do browarów, kamienic bogatych mieszczan, klasztorów, szpitala przy kościele św. Ducha, łaźni i publicznych studzienek miejskich.

Z latami budynki wież wodnych były nie tylko częścią urządzeń technicznych – mamy na myśli wodociągi – stanowiły także ciekawy fragment architektury miejskiej. Stawały się punktem orientacyjnym w mieście, a także swego rodzaju symbolem wodociągowych firm – tak jest w przypadku brodnickich „Wodociągów”. Wieża przy ul. Podgórnej w artystycznej grafice znajduje się w logo Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Brodnicy. Znakomita większość wież ciśnień i wież wodociągowych, poprzez swoją ciekawą architekturę, znajduje się na liście obiektów zabytkowych. Co więcej – wiele tych obiektów zabytkowych pełni dziś zupełnie inną funkcję. I tak, we Wroclawiu wieżę ciśnien przy ul. Sudeckiej 125a przekształcono w kompleks restauracji o nazwie „Wieża Ciśnień”. Grudziądzka wieża wodna dawnej fabryki Ventzki po remoncie wykorzystana została na cele mieszkalne. W Kowalewie Pomorskim wieżę wodną wybudowano na fundamentach średniowiecznej wieży, w obrębie nieistniejącej krzyżackiej warowni. Budowano też wieże jako monumentalne  obiekty, swoiste pomniki jak na przykład w Nysie na Dolnym Śląsku „Bismarcktrum” dla uczczenia kanclerza Otto Bismarcka. Natomiast w Łodzi narożna wieża wodna z 1913 r. stanowiąca część budynku składu w fabryce Schweikerta pełni dziś funkcję Biblioteki Głównej Politechniki Łódzkiej!

Na Kujawach i Pomorzu

także spotykamy się z pięknem architektury owych obiektów należących do grupy budynków służących celom komunalnym. Wśród nich znajdujemy także perełki architektoniczne. Należą  do nich m.in. wieże w Bydgoszczy, Chełmnie, Chełmży, Ciechocinku, Gniewkowie, Grudziądzu, Jabłonowie Pomorskim (przy dworcu PKP), Inowrocławiu, Kcyni, Kornatowie, Kowalewie Pomorskim, Łasinie, Mogilnie, Nakle nad Notecią, Nowem, Nowych Jankowicach, Ostromecku, Pruszczu – Bagienicy, Solcu Kujawski, Toruniu, Więcborku, Żninie.

Łącznie, na Kujawach i Pomorzu  jest ich 79. Większość zbudowano z cegły, niektóre mają część drewnianą – tę w najwyższej partii, wiele z nich przypomina latarnię morską.

(wind)

Fot. www.wodociagi.polskie.pl

Fot. 1 – Wieża ciśnień wzniesiona w 1905 r., w czasie budowy wodociągów miejskich w Brodnicy. Była użytkowana do 1974 r. Wieża została sprzedana prywatnym właścicielom. W czerwcu 2006 r. została rozebrana cała górna część wieży: zbiornik wody wraz z obudową. Przed rozbiórką wieża miała ok. 24 metrów wysokości.

Fot. 2 – Kolejowa wieża ciśnień, lany beton. Przy szlaku kolejowym w kierunku Działdowa.

Read More

12 lut Po prostu infrastruktura

Strefa ekonomiczna, las na Ustroniu. Przez dłuższy czas strefa nie ingerowała w naturę. Rokrocznie o stosownej porze las samosiejka, ale już dobrze ukształtowany, krył swoje przyrodnicze skarby.

Jesienią zjeżdżali brodniczanie z różnych stron z kobiałkami i koszami, i zbierali owoce lasu.

Grzyby trafiały się – to ciekawostka – nader atrakcyjne. O rydzach każdy marzy. Znając się średnio na grzybach, rydze miałem opanowane. Wiedziałem kiedy i gdzie szukać. I trafiałem. Nie było jednostek. Gdy jeden się trafił trzeba było zatoczyć koło o średnicy 3 do 5 metrów i  w koszyku było 9 albo 11 sztuk. Wspaniały obiad. Albo śniadanie, bo na kolację nie za bardzo…

Lasu dziś nie ma, pozostały tylko wspomnienia. Jest dziś rzeczywistość, którą stworzyła jakiś czas temu strefa ekonomiczna. Inwestorzy długo zwlekali, ale się zaczęło – w piaszczystej dolinie (magazyn meblowy, biurowiec, hala i tam gdzie lasek z rydzami (magazyn i hala produkcyjna, przetwarzania odpadów, nie tylko tekturowych). To już się dzieje.

W takiej sytuacji gotowość do prac ziemnych zgłosiły brodnickie „Wodociągi”, bo trzeba wykonać i przepompownię, i rozmaite połączenia sieci kanalizacyjnej. Nikt lepiej tego nie zrobi.

(wind)

Read More

22 sty Wspomnienie

Niedawno pożegnaliśmy Kazimierza Tuptyńskiego. W latach 90. był prezesem MPWiK w Brodnicy, zarządzał naszymi „Wodociągami”. Odszedł na wieczną służbę. Wspomina o nim jeden z jego najbliższych współpracowników, obecnie na emeryturze, inż. Stanisław Wiśniewski.

Kazimierza Tuptyńskiego poznałem w 1986 roku, kiedy był wiceprezesem firmy wykonującej roboty budowlane na terenie Brodnicy, Nowego Miasta Lubawskiego, Jabłonowa Pomorskiego i Górzna. Budowano głównie komunalne oczyszczalnie ścieków oraz kolektory. Nasze kontakty w tym czasie to były zazwyczaj spotkania typu rady techniczne lub odbiory inwestycji. Jednocześnie firma „Sanmel” wykonywała również inne obiekty, których adresatem nie były nasze „Wodociągi”. W tym  okresie kilkakrotnie poproszono mnie o konsultację w sytuacji, gdy pojawiały się problemy technologiczne w realizowanej aktualnie stacji uzdatniania wody, a termin naglił. W takich przypadkach kontaktował się ze mną Pan Tuptyński.

Pamiętam, że mój rozmówca przyjeżdżał na spotkanie  punktualnie, zadawał bardzo konkretne pytania i robił notatki. Kontakt z kimś tak zorganizowanym i przygotowanym zawsze był dla mnie nieco szokujący,                             w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

W 1995 roku Pan Kazimierz Tuptyński został Dyrektorem, a po zmianach organizacyjnych Prezesem „Wodociągów” w Brodnicy. To był bardzo trudny okres dla wszystkich. Wiele firm ogłaszało upadłość, inne się restrukturyzowały, zwalniając część pracowników. Bardzo poważnym problemem dla firm wodociągowych były windykacje należności, przy jednoczesnym braku kapitału zapasowego i nieadekwatnych do nakładów cenach wody. Wysoka inflacja oraz inne niekorzystne czynniki zewnętrzne spowodowały, że sytuacja finansowa naszej firmy była, oględnie mówiąc, bardzo trudna. Był to okres, kiedy wszyscy uczyliśmy się demokracji. Wielu z nas uważało wówczas, że skoro mamy wolność i wszystko jest „nasze”, to usługi komunalne w tym woda i ścieki powinny być darmowe, a jeśli nie darmo to na pewno „taniej”. Pół biedy kiedy myślał tak „zwykły zjadacz chleba” ale gdy takie rozumowanie stawało się udziałem przedstawiciele władzy (np. niektórych radnych miejskich) to bywało w różnych z różną intensywnością, ale zawsze dramatycznie. 

Przejęcie zarządzania przedsiębiorstwem bliskim zapaści wymagało niemałej odwagi i determinacji. Jako pracownicy żartowaliśmy sobie dyskretnie, że „nie wiedział co czyni” – przychodząc do nas. Nieco później mówiliśmy, że „ma węża w kieszeni”; każda złotówka obejrzana i wydana racjonalnie. Po latach przyniosło to wymierne efekty m.in. budowa dużej nowoczesnej stacji uzdatniania wody (podstawowe źródło wody dla Brodnicy), modernizacja i rozbudowa miejskiej oczyszczalni  ścieków. Obie te inwestycje nasze przedsiębiorstwo wykonało z własnych środków przy wsparciu funduszy celowych, głównie Funduszy Ochrony Środowiska: Narodowego i Wojewódzkiego.

Bardzo znaczącym osiągnięciem było podłączenie kolektorów ściekowych z okolicznych gmin. Przyniosło to duże korzyści dla mieszkańców gmin: Brodnica (gmina wiejska), Zbiczno i Bobrowo. Mowa tu nie tylko o wymiarze finansowym, ale również o pożytku społecznym i niewątpliwym postępie cywilizacyjnym dla sporej części powiatu. Mieszkańcy Brodnicy również  skorzystali poprzez obniżenie kosztów eksploatacji oczyszczalni, co ma oczywiste przełożenie na cenę ścieków. Warto zaznaczyć, że ówczesna cena wody i ścieków w Brodnicy była jedną z najniższych w Polsce. To co dziś wydaje się tak oczywiste, w chwili gdy się działo, tak oczywistym nie było, a w każdym razie nie dla wszystkich. Bywało, że brak zrozumienia  co do samej idei współpracy z gminami pojawiał się zarówno u przełożonych jak i niektórych współpracowników. Kiedy Prezes Tuptyński „trafiał na ścianę” potrafił powiedzieć „nie będziemy się kopać z koniem”, ale po chwili dodawał „róbmy swoje”

Po 9 latach pracy w MPWiK Pan Kazimierz Tuptyński został powołany na stanowisko Zastępcy Burmistrza Brodnicy. W tym czasie nasze kontakty zdarzały się niejako przy okazji: sesja Rady Miejskiej, uroczystości patriotyczne, zaproszenie do którejś z szkół etc.                                                         Po zakończeniu swojej misji urzędniczej w Magistracie  Pan Tuptyński powrócił do swojego zawodu i podejmował się prac w charakterze inspektora nadzoru na różnych budowach, głównie w branży sanitarnej, w naszym regionie. Według mojej wiedzy nadzorował budowy m.in. na terenie Jabłonowa Pomorskiego, Górzna i Lidzbarka Welskiego. W tamtym okresie zaglądał do mnie czasami „na kawę”, kiedy chciał przedyskutować jakiś problem techniczny, z którym akurat się spotkał. Myślę, że te wizyty przynosiły korzyść obopólną.

Pan Kazimierz przy całej swojej dużej wiedzy i doświadczeniu i niemałych przecież dokonaniach potrafił słuchać – dar to bezcenny. Pomimo, że był bardzo skromny i swoją pracę wykonywał jako coś naturalnego „bez fajerwerków”, to nie sposób przecenić jego zasług dla Miasta i Powiatu. Według mojego rozeznania,  gdyby kiedykolwiek władze lokalne ustanowiły nagrodę czy jakiekolwiek inne uhonorowanie (taki Brodnicki Merkury czy inny Oskar)  wybitnych obywateli szczególnie zasłużonych dla naszego regionu  to Pan Kazimierz byłby jednym z pierwszych, którzy na to zasłużyli.          

Read More

17 sty Historia higieny (9) Sterylna współczesność, zacznijmy od mycia rąk

Czasów odcinek cyklu „Historia higieny” prezentuje nam  dr Rafał Bilski z Katedry i Zakładu Biochemii, Wydział Lekarski, Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera w Bydgoszczy, Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. W swojej publikacji opowiada o kolejnym etapie rozwoju higieny w kontekście intensywnych działań farmaceutycznych i kosmetycznych koncernów.

W krajach wysoko rozwiniętych  i rozwijających się – pisze bydgosko-toruński naukowiec dr Rafał Bilski,  coraz więcej funduszy przeznacza się na środki czystości oraz kampanie uświadamiające wagę higieny osobistej. Już od najmłodszych lat wpaja się  ludziom wymów systematyczności w zabiegach higienicznych. Czystość sama w sobie staje się czynnikiem określającym nasza pozycję w społeczeństwie. Osoba zadbana, czysta i schludna jest odbierana pozytywnie przez społeczeństwo.

XX w. to  okres intensywnego rozwoju koncernów farmaceutycznych i kosmetycznych. W medycynie dokonano kolejnych milowych kroków. Lekarzom udało się dowieść, że na rozwój chorób wpływa niewątpliwie zarówno brak higieny osobistej jak i higieny otoczenia, w którym obraca się człowiek. Dzięki temu obecnie niemal wszyscy myjemy ręce po skorzystaniu z toalety (myjemy także przed), nie podajemy sobie brudnych rąk, w każdym domu znajduje się łazienka, a dostęp do bieżącej wody nie stanowi problemu. W ten sposób ograniczono zapadalność na choroby zakaźne oraz zyskano większą świadomość w zakresie podstaw sanitarno-epidemiologicznych.

Świadomość nade wszystko

Przez lata na całym świecie państwa i organizacje międzynarodowe z WHO na czele inwestowały spore fundusze w kampanie mające na celu poszerzyć świadomość ludzi w zakresie higieny rąk. Z badań przeprowadzonych w latach 2000 – 2009 wynika, że w Europie tylko 13 państw przeprowadziło kampanie narodowe popularyzujące mycie rąk, 3 kraje przygotowywały się do podjęcia akcji profilaktycznych, natomiast aż 10 przyznało, że nigdy nie organizowało przedsięwzięć na tak szeroką skalę. Tylko 4 państwa oficjalnie przyznały, że nigdy nie prowadziły akcji mających na celu ukazanie wagi mycia rąk. W Polsce ostatnie takie wydarzenie miało miejsce w 1998 r. Od tamtej pory akcje tego typu organizowane są tylko przez ośrodki regionalne.

Z roku na rok coraz więcej mówi się o zasadach profilaktyki zachorowań. Jedną z najprostszych spośród praktykowanych jest, z pewnością                          mycie rąk

To podstawowa zasada higieny osobistej, ale wyjątkowo skuteczny sposób wykonywania tej czynności. Sterylność sali operacyjnej jest wszak czym innym, niż czystość naszej kuchni. Według mikrobiologów klasyczne mycie rąk powinno trwać 10 – 15 sekund. Należy przy tym korzystać ze strumienia bieżącej wody,  płynnego mydła lub innego środka myjącego. Trzeba jednak pamiętać, że niewłaściwe dobieranie środków czyszczących, zamiast chronić przed chorobami, może raczej doprowadzić do  pogorszenia kondycji zdrowotnej. Naturalną barierą ochronną naszego ciała, uniemożliwiającą wnikanie szkodliwych czynników biologicznych, fizycznych i chemicznych jest skóra…

Jama ustna

Inną równie rutynowo stosowaną w każdym domu techniką profilaktyczną jest dbanie o higienę jamy ustnej. W Polsce przeprowadzono analizę świadomości licealistów w zakresie wiedzy o  właściwym dbaniu o jamę ustną. Badaniu podlegało 682 uczniów w wieku 16-18 lat. Uczestnicy mieli za zadanie udzielić odpowiedzi na zadane w ankiecie pytania, dotycząc ich ostatniej wizyty u stomatologa, lęku przed dentystą, częstotliwość wymiany szczoteczek do zębów oraz stanu ich uzębienia.  Okazało się, żę coroczne badania profilaktyczne wykonywało 62 proc. badanych 12 proc. uczęszczało do stomatologa z powodu ubytków jamy ustnej (uzębienia), natomiast 26 proc.  badanych kierowało się do kliniki stomatologicznej tylko, gdy ból zębów nie pozwalał im normalnie żyć. Dowiedziono również, że u uczniów, którzy myli zęby dwa i więcej razy dziennie obserwuje się mniejszą częstotliwość zabiegów leczenia kanałowego. Ponadto 25 proc. partycypantów przyznało się do krwawienia dziąseł podczas mycia zębów. Wymianę szczoteczki raz na 3 miesiące zadeklarowało 51 proc. badanych, podczas gdy 1 raz na miesiąc – 28 proc.  Pozostałe 21  proc.  robi to zdecydowanie zbyt rzadko. Lęk przed wizytą w gabinecie dentysty towarzyszyły ponad 38 proc. licealistów. Warto stanąć przed lustrem, myjąc zęby i zastanowić się, czy nie pora wyrzucić szczoteczkę, zadbać o komfort – nie tyle mycia zębów co ich stanu!!!

W rankingu państw europejskich,

wydających najwięcej pieniędzy na higienę oralną dominują Niemcy oraz Wielka Brytania. Kolejne miejsca zajmują Francja, Włochy i Hiszpania. Jak na tym tle rysuje się higiena osobista wśród Polaków?  Od lat 60. minionego wieku w krajach rozwiniętych, jak również rozwijających się, obserwujemy stały, gwałtowny wzrost zapadalności na choroby atopowe (wywołane przez alergie), autoimmunologiczne oraz uczulenia. Częstotliwość występowania astmy od 1980 r.  wzrasta z roku na rok o 1 proc.  Najwięcej alergików jest uczulonych na pyłki – 11 proc., w drugiej kolejności na kurz – 8 proc. Dalej na liście znajdują się  alergeny pokarmowe – 4 proc. oraz sierść – 4 proc. Najmniej osób skarżyło się zaś na alergie kontaktowe związków chemicznych zawartych w substancjach codziennego użytku – 3 proc. Niestety, tendencja do występowania uczuleń u dzieci może prowadzić do ujawnienia tego zjawiska w kolejnych generacjach (…)

W 1995 r. przeprowadzano badania mające na celu sprawdzenie, czy dzieci wychowujące się na wsiach, w otoczeniu zwierząt są mniej podatne na  pojawienie się u nich atopowej astmy. Środowiska wiejskie z  okręgów niemieckich, austriackich oraz szwajcarskich Alp, a także z okolic Dolnego Śląska porównano z przedstawicielami wyselekcjonowanej  grupy odniesienia z miast leżących w wyżej wymienionych regionach. Wyniki badań objęły dzieci w wieku 7 do 12 lat o zbliżonych warunkach  społeczno-ekonomicznych. Nie powinno być zaskoczeniem, że młode osoby, które wychowały się wśród gospodarstw rolnych, blisko żywego inwentarza, niemal dwukrotnie rzadziej zapadały na astmę aniżeli uczniowie szkół podstawowych z miasta.

Niepokojące prognozy wskazują, że z czasem może dość do sytuacji, gdzie alergików będzie więcej niż osób zdrowych. Stanowi to poważne zagrożenie dla ogólnoświatowej kondycji zdrowotnej społeczeństwa, ale jest także wyzwaniem dla współczesnej medycyny.  Aspekt genetyczny występowania nadwrażliwości oraz wzrastająca liczba alergenów przyczyniają się do tego zjawiska. Pomimo całej naszej nowo nabytej  świadomości i praktyk higienicznych nie udaje się skutecznie unikać rozprzestrzeniania chorób zakaźnych. Grypa ma się lepiej niż kiedykolwiek z roku na rok wywołując coraz więcej zachorowań. Spadająca w zastraszającym tempie odporność naszego społeczeństwa może doprowadzić za kilkanaście lat do poważnej epidemii (nie czekaliśmy aż kilkunastu lat, Covid 19 już się czaił za drzwiami).

Oprac. Bogumił Drogorób

Fot. Archiwum Quixi Media Sp z o.o Bydgoszcz

Read More

25 lis Historia higieny (8) Straszny i śmieszny PRL

Bliższy naszych czasów odcinek cyklu „Historia higieny” prezentuje nam dr Izabela Wodzińska, szefowa Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej.  Przypomina, iż w nowej socjalistycznej ojczyźnie  o wszystkim miała decydować partia, także o tym, kto ma czyste ręce, a kto jest brudasem.

Mieszkania ludzi pracy

W latach 50. XX w. powstały wielorodzinne mieszkania kwaterunkowe ze wspólną łazienką i kuchnią, przeważnie mieszczącą się w ciemnym korytarzu. Miało to nie tylko nauczyć  mieszkańców życia w kolektywie, ale również wytworzy trwały system kontroli społecznej. Tymczasem zgromadzenia wielu osób o krańcowo różnych charakterach często prowadziło do sporów i źle wpływało na dobrosąsiedzkie stosunki. Ostatecznie z takich rozwiązań zrezygnowano w 1956 roku.

Nie lepiej działo się w hotelach i lokalach wynajmowanych przez robotników. Zdarzało się bowiem, że czteroosobowe rodziny zamieszkiwały powierzchnie nieprzekraczającą 12 m kw. Tylko szczęśliwcy mogli poszczyć się jednym pokojem z tzw. ślepą kuchnią (pomieszczenie bez okna – przyp. red.). Z konieczności stawał się on salonem, pokojem dziecięcym i sypialnią. Tę sytuację komentowano żartem: „Ile izb przypada na jednego Polaka? Pięć! Trzy i pół izby wytrzeźwień, jedna matki i dziecka i pół mieszkaniowej”.

Stopniowy rozwój budownictwa  nastąpił w latach 60 XX w. Coraz więcej budynków wyposażono w instalację elektryczną i gazową, nadal jednak stawiano na oszczędność. Stąd standard oddawanych mieszkań pozostawiał wiele do życzenia. Zdarzało się, że stropy w lokalach były bardzo niskie, a tynk położony na ścianach szybko odpadał. Ograniczenia wprowadzano także w powierzchni użytkowej, co dla wieloosobowej rodziny stawało się prawdziwym utrapieniem.

Centrum mieszkania stanowił największy pokój, w którym obowiązkowo stały ciężkie meble „na wysoki połysk”, stolik kawowy, wersalka i dwa fotele, z czasem pojawił się także telewizor. Ponieważ pomieszczenie to miało charakter przede wszystkim reprezentacyjny, życie domowe koncentrowało się w niewielkiej kuchni. Tu dzieci odrabiały prace domowe, a rodzice omawiali problemy dnia codziennego.

W latach 70. XX w. Edward Gierek, I sekretarz KC PZPR zaczął głosić dewizę „mieszkania dla każdego”. Zwiększono naklady na budownictwo, zaczęto wznosić wielorodzinne osiedla z tzw. wielkiej płyty. Dzięki zastosowaniu nowych materiałów mieszkania stały się jasne i bardziej przestronne. Z roku na rok stale rosła ich liczba. W 1978 r.  osiągnęła 284 tys. lokali. Jednocześnie, mimo wielokrotnych prób, nie udalo się przeprowadzić reformy spółdzielczości, a średnia długość oczekiwania na własne „M” wynosiła niemal 10 lat. Najszybciej przydział otrzymywały najbardziej uprzywilejowane grupy społeczne – działacze partyjni, dyrektorzy przedsiębiorstw i kierownicy.

Rozdawnictwo lokali na zasadzie „znajomości” nie tylko budziło niechęć społeczną, ale również zmuszało do  korzystania z półlegalnych środków. Wkrótce powszechne stało się tzw. drobne łapówkarstwo, którego celem było przesunięcie petenta choćby o kilka miejsc na liście oczekujących. W zamian za „współpracę” urzędniczki i pracownicy administracji otrzymywali deficytowe na rynku towary: kawę, herbatę, paczkę rajstop lub tabliczkę prawdziwej czekolady.

A gdy już upragnione „M” było trzeba było zaczynać od remontu – położenia instalacji wszelkiej materii. W zasadzie elektryczna była nie do ruszenia, ale kuchenka gazowa czy elektryczna i zlewozmywak zawsze wymagały interwencji tych samych budowniczych, którzy oddawali mieszkania pod klucz. Co więcej – utworzony brygady specjalistów zajmujących się przestawianie tych urządzeń. Ściany malowano w jasnych, pastelowych kolorach, a sufit na biało., używając z trudem zdobytych  farb kredowych. Mimo zaleceń higienistów nadal nie rezygnowano z tapet, które były doskonałym siedliskiem pluskiew i karaluchów, natomiast myszy kursowały kanałem instalacji wodnokanalizacyjnych, od parteru po 11 piętro.

Częsta kąpiel to rozrzutność i marnotrawstwo

Najmniejszym pomieszczeniem w całym mieszkaniu była łazienka. Wynikało to przede wszystkim z przyjętych standardów budowlanych. Z drugiej jednak strony wśród społeczeństwa nadal była ona oznaką luksusu, zwłaszcza w kontekście zbiorowego przekonania o tym, że częsta kąpiel to rozrzutność i marnotrawstwo.

Do rzadkiego mycia głowy (przeciętnie raz w miesiącu) służyły szampony: rumiankowy, pokrzywowy, familijny a nawet jajeczny. Dodatkowo stosowano płukanki i mieszanki ziołowe. Wśród kobiet dużą popularnością cieszyły się tzw. suche szampony w postaci proszku, którym posypywano głowę, a następnie dokładnie wyczesywano. Tylko nieliczni mogli sobie pozwolić na zakupy kosmetyków w sklepach Pewex, które z powodzeniem funkcjonowały od 1972 r. Tu palmę pierwszeństwa dzierżyły: Fa i Palmolive. Włosy układano używając domowych środków pielęgnacyjnych na bazie wody i cukru lub piwa. Obowiązkowo nakręcano je na wałki. Takie zabiegi utrwalały fryzurę na całą noc. Tak było wśród miastowych.

Inaczej wyglądała sytuacja na wsi. Wprawdzie, dzięki zwiększającej się dostępności środków przekazu i książek liczba osób regularnie myjących głowę rosła, to jednak nadal zdarzały się choroby skóry głowy, których powodem był brak higieny osobistej. Do połowy lat 50. XX w. odnotowywano przypadki występowania kołtuna. Z obawy przed ślepotą, głuchota i śmiercią nie czesano i nie obcinano go, a jedynie smarowano tłuszczem. Powszechnie stosowano okadzanie goszczowym zielem, które rzucano na rozgrzany węgiel. Pomocna miała być też płukanka z barwinku. Równie częstym problemem była wszawica, dlatego zalecano, aby myć głowę przynajmniej co 7-10 dni. Gnidy – lekarstwem na to schorzenie był napar z piołunu, który usuwał robaki i działał odkażająco.

Stopniowo zaczęto także zwracać uwagę na mycie zębów. Jeszcze w 1968 r.  statystyki przekazywały, że przeciętny Polak zużywa tylko 1,5 tubki pasty rocznie. Stale też zwiększała się zachorowalność na próchnicę, która sięgała w tym czasie prawie 90 proc.  Stawiało to Polską na jednym z ostatnich miejsc na świecie pod względem dbałości o jamę ustną. Pewne zmiany przyniosły dopiero artykuły popularnonaukowe i poradnikowe.

Dzięki stale zwiększającej się liczbie ośrodków zdrowia i szkolnej profilaktyce prozdrowotnej, kwestia troski o jamę ustną dotarła także na wieś. Mieszkańców zachęcano przede wszystkim do codziennego mycia zębów i częstych wizyt u dentysty. Mimo to większość kobiet i mężczyzn po 30 roku życia borykało się z chorobą uzębienia i dziąseł. Nadal też w wielu domach szczoteczkę stosowano jedynie raz dziennie, ograniczając się tylko do przepłukania ust lenią wodą po każdym posiłku. Ból uśmierzano naparem z szałwii i rumianku (działał przeciwzapalnie). Do stomatologa udawano się w ostateczności, w celu usunięcia chorego zęba.

W latach 60. XX w. pojawiła się pierwsza na rynku kabina prysznicowa. „Szafę z prysznicem ustawić nawet w jednopokojowym mieszkaniu (donosiła ówczesna prasa).  Wchodząc do szafy pobiera się natrysk”. Nie dodawano przy tym, że urządzenie nie działa w cierpiących na ciągły brak wody wysokopiętrowych blokach. Ostatecznie wynalazek ten – być może równie ze względu na niską dostępność – nie zagroził popularnej wannie. Stał się za to stałym wyposażeniem hoteli i domów studenckich.

Poczesne miejsce w łazienkowym wnętrzu zajmowała wirnikowa  pralka „Frania”. Pierwsze maszyny tego typu wyprodukowano w 1958 r. i stale modernizowano. Dużym ułatwieniem dla pań domu było wyposażenie jej w wyżymaczkę, przez którą przepuszczano mokre ubrania. Dzięki temu skomplikowany proces prania uległ znacznemu przyspieszeniu.

Na wsi, gdzie kanalizacja była jeszcze słabo rozwinięta, a łazienki stanowiły rzadkość, zalecano aby w każdym domu utworzyć kącik do codziennej higieny intymnej. „W kącie tym

powinna znajdować się balia lub wanienka z blachy

czy sztucznego tworzywa. Wanienka powinna być tak duża, aby można było w niej stanąć, namydlić skórę i umyć się gąbką umoczoną w wodzie lub polewać się wąskim strumieniem wody z malej, lekkiej plastykowej konewki”. Co więcej: „Trzeba  koniecznie i obowiązkowo mieć w domu oddzielną i dużą miednicę do mycia się i mniejszą miedniczkę do podmywania. Karmienie w miednicy prosiąt i cieląt lub kur jest niedopuszczalne”.  Kąpiel powinna mieć miejsce przynajmniej raz w tygodniu, a mycie rąk obowiązkowo po pracy w polu, po oporządzeniu zwierząt i przed przygotowaniem posiłku. Aby uniknąć nieprzyjemnego świądu ciała, wyprysków lub chorób dermatologicznych, należało używać ręczników – jednego do górnej, drugiego do dolnej części ciała. Zwracano przy tym uwagę na noszenie i regularną zmianę bielizny osobistej: „Majtki powinna nosić w zimie i w lecie każda kobieta. Chronią on rodne organy kobiety przed przeziębieniem i przed dostaniem się do nich kurzu z różnymi zarazkami”.

Wiele miejsca poświęcono też załatwianiu potrzeb fizjologicznych. Jeszcze w latach 70. XX w. w popularnej książce „Dbaj o siebie” pisano: „Ustąp w obejściu potrzebny jest bardzo domownikom, a przede wszystkim kobietom, które bardziej narażone są na zaziębienie przy załatwianiu swojej potrzeby na dworze. Brak ustępu źle działa także na samopoczucie kobiety, bo zamiast wygodnie usiąść, musi się rozglądać aby jej kucającej ktoś nie naszedł”. Zalecano przy tym mycie rąk po wyjściu z toalety oraz systematyczne podmywanie się. Jednocześnie wskazywano, że złe nawyki higieniczne są źródłem nie tylko przykrego zapachu, ale wielu dokuczliwych chorób zakaźnych.

Szczególną wagę we wszystkich, skierowanych do kobiet wydawnictwach lekarskich, przywiązywano do utrzymania higieny w trakcie comiesięcznych krwawień.. Zakazywano gorących kąpieli, używania jednego ręcznika dla wszystkich części ciała, zbyt dużego wysiłku fizycznego. Jednocześnie autorzy uwrażliwiali na noszenie odpowiedniej bielizny, częste podmywanie się i zmienianie podkładów. Co ciekawe, początkowo były to fragmenty ligniny lub białego płótna. Z czasem zastępowano je (…) podpaskami higienicznymi produkowanymi przez Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych (TZMO). Dramat dla wielu kobiet zaczął się pod koniec lat 70. XX w. kiedy to w aptekach nastąpił deficyt tych produktów. Utrzymywał się on do końca lat 80. minionego wieku. Władze tłumaczyły to zwiększeniem popytu i …szybką modernizacją wsi (!!!)

Epoka PRL

to czas wielu kontrastów i sprzeczności. Z jednej strony na pólkach wydawniczych pojawiało się szereg prozdrowotnych poradników, w czasopismach roiło się od artykułów na temat naturalnego kobiecego piękna, a w telewizji pokazywano programy kultywujące ruch i tężyznę fizyczną. Z drugiej strony brakowało podstawowych środków czystości, proszek do prania był na kartki, a osobę trzymającą w ręku – albo na szyi – zakupiony papier toaletowy, uznawano za prawdziwego szczęściarza.   Prowadziło to do zabawnych a nawet absurdalnych sytuacji, które stawały się później kanwą krążących w społeczeństwie żartów i anegdot, gotowym scenariuszem filmowym.

Oprac. (bd)

Fot. Archiwum autorki

Read More

04 paź Higiena w historycznym ujęciu (7) Między czystością a brudem

W historii higieny, o której opowiadają naukowcy zgromadzeni przez dr. Wojciecha Ślusarczyka, poczesne miejsce zajmuje wyjątkowa kronika. Dotyczy naszej codzienności, sprzed wieków, sprzed lat kilkudziesięciu.

Kolejnym rozdziałem w interesującej nas opowieści zajmuje się dr  Anna Popielarczyk-Pałęga z Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Lata międzywojenne to szczególny okres. Jak określa autorka „to czas złożony i trudny”. Przypomina, że Polska po odzyskaniu po 123 latach niepodległości musiała się borykać nie tylko z koniecznością militarnego potwierdzenia prawa do tejże niepodległości, ale również stanęła przed koniecznością ujednolicenia struktur państwowych na terenie scalonym po trzech zaborach. Czego zatem dowiadujemy się o naszych przodkach, nie tylko w sensie egzystencjalnym, ale też – co sugeruje tytuł – z czym się zmagali, aby żyć w zdrowiu.

Pobojowisko – trudna rzeczywistość

I wojna światowa spowodowała wielkie straty finansowe na ziemiach polskich, które wynosiły „10 mld franków w złocie, nastąpiło więc zniszczenie 10 proc. majątku narodowego”. Sytuację gospodarczą dodatkowo pogorszyła wojna polsko-bolszewicka. W dużym stopniu zniszczone zostało rolnictwo i przemysł. Spowodowało to ogromny spadek zatrudnienia. W 1919 roku zarejestrowano ponad 200 tys. bezrobotnych (wraz z rodzinami ok. 650 tys.).

Przeważająca liczba ludności mieszkała na wsi. Spis rolny z 1921 roku wykazał, że prawie połowa użytków rolnych należała do wielkich gospodarstw, które prowadziły gospodarkę ekstensywną. Znaczna część rolników musiała zadowolić się niewielką liczbą hektarów, z których bardzo trudno było utrzymać rodzinę, a nawet zapewnić jej warunki na poziomie minimum socjalnego. Wielu musiało szukać dodatkowych zarobków, gdyż własne gospodarstwa dawały zbyt mały dochód (…) Sytuacja materialna na polskiej wsi w okresie międzywojennym była często dramatyczna. Niewielkie gospodarstwa powodowały jeden negatywny skutek – nadmiar siły roboczej na wsi. Najbardziej optymalnym rozwiązaniem tego stanu rzeczy byłoby przejście zbędnych rąk do pracy z rolnictwa do przemysłu. Takiej możliwości w Polsce międzywojennej dla większości zainteresowanych jednak nie było.

Stosunkowo szybko wzrastał odsetek mieszkańców dużych miast. W 1921 r. mieszkało w nich 7,8 proc. populacji Polski, a w 1939 już 11,4 proc. Struktura zawodowa tej ludności była bardzo zróżnicowana. Życie w głodzie i w nędzy były konsekwencją sytuacji materialnej, która z roku na rok pogarszała się drastycznie.

Rozwój warunków sanitarnych, poprawa warunków higienicznych i zdrowotnych, były więc zadaniem koniecznym, jednakże niezwykle trudnym i wymagającym wielu zmian, nie tylko w zakresie prawodawstwa, ale również w sferze mentalności społecznej.

Nie tylko sławojki

Jednym z kluczowych problemów na stan higieny – jak pisze dr Anna Popielarczyk-Pałęga – był dotkliwy brak mieszkań, zwłaszcza tuż po zakończeniu działań wojennych. Problemy lokalowe przekładały się na spadek poziomu higieny „zaglądnijmy w sienie, do którejkolwiek z kamienic, w podwórza. Zewsząd bije skisła woń obrzydliwości. Wszędzie cuchną i szumią fontanny brudów, spływając gęsto cieczą do rynsztoków…”. W latach dwudziestych XX w. nastąpiło ożywienie budownictwa mieszkaniowego, ale kryzys lat 30. ten proces wstrzymał – szacuje się, iż wówczas na wsi  zagęszczenie mieszkań wiejskich średnio wynosiło 3 osoby na izbę. Problemem był bardzo często brak wydzielonych w mieszkaniach tzw. miejsc ustępowych.

W 1928 r. wprowadzono rozporządzenia Prezydenta RP o prawie budowlanym i zabudowaniu osiedli, nakazując wznoszenie zabudowanych ustępów na każdej zabudowanej działce. Popularnie zwano jej sławojkami (inicjatorem był premier Felicjan Sławoj-Składkowski). Działania te były ukierunkowane na  akcje poprawy zdrowotności i świadomości higienicznej polskiego chłopstwa. Problem z wyposażeniem mieszkań w urządzenia sanitarne był również odnotowywany w miastach – w 1921 r.  tylko ok. 1/3 ośrodków miejskich  posiadała wodociągi i urządzenia kanalizacyjne (…). Na początku lat trzydziestych XX w.  tylko 13 proc. budynków miejskich  było podłączonych do sieci kanalizacyjnej, 16 proc. do sieci wodociągowej. Wypada tu podkreślić, iż w tej materii było spore zróżnicowanie, gdy chodzi o terytorium kraju. Dużo lepsza sytuacja była  w zachodnich województwa m.in. w Poznaniu, Bydgoszczy, Grudziądzu, Brodnicy. W latach trzydziestych XX w. stan ten uległ powolnej poprawie, ale wielki światowy kryzys ekonomiczny zahamował te ambitne inwestycje. Przeciętnie słabe warunki mieszkaniowe, na które rzutowała sytuacja ekonomiczna i mentalność społeczna, warunkowały zagadnienia higieny i zdrowia.

W 1931 r. w II RP odnotowano 603 miasta. Stan urządzeń sanitarnych i warunki mieszkaniowe w miasta były mocno zróżnicowane, aczkolwiek poziom ten był przeciętnie niski. Wyjątkowo dobrze wypadała Warszawa, która w 1929 r. oceniana była jako najczystsze miasto w Europie (!!!) w świetle analizy prasy polskiej i zagranicznej. Stołeczny Zakład Oczyszczania Miasta dysponował specjalistycznym sprzętem typu polewaczki, zamiataczki czy samochody do bezpyłowego usuwania nieczystości. W omawianym okresie ułożona 283 km rur wodociągowych i 143 km sieci kanalizacyjnej, a poziom dostępu do urządzeń higienicznych międzywojennej Warszawy najlepiej obrazują takie dane – 95 proc. mieszkańców miało bieżącą wodę, a 75 proc. skanalizowane domy.

Symbolem przemian i rozwoju w sferze higieny w omawianym okresie była również Gdynia, która od momentu zapadnięcia decyzji o budowie tam portu, przeszła ogromne przeobrażenia, w tym w sferze infrastruktury higienicznej. W latach 1928-39 wybudowano tam 110 km sieci wodociągowej i 45 km kanalizacji sanitarnej.

Wydatki na higienę i zdrowie

…przeciętnej rodziny  były oczywiście zróżnicowane, ale zasadniczo stanowiły niewielki odsetek. Wynikało to przede wszystkim  z sytuacji materialnej ówczesnego społeczeństwa, na którego styl życia w sposób zdecydowany wpływała sytuacja ekonomiczna. Ze względu na mało urozmaicone wyżywienie znacznej części ludności, zwłaszcza w okresie wielkiego kryzysu, a także brak wystarczającej infrastruktury sanitarnej w przeludnionych mieszkaniach, rosła liczna zachorowań na gruźlicę, próchnicę zębów, wybuchały też plagi wszawicy.

Opieka zdrowotna pozostawiała wiele do życzenia. Jednym z największych problemów było ograniczenie dostępu do niej. Niewątpliwie jednak znaczącym sukcesem było wprowadzenie ubezpieczeń społecznych. W 1920 r. kiedy powołano Kasy Chorych ubezpieczeniem społecznym na wypadek choroby objęto 14 proc. ówczesnego społeczeństwa, a reorganizacja tej instytucji w Ubezpieczalnię Spoleczną spowodowała, że większość robotników rolnych, co dodatkowo mocno skomplikowało i tak już złożoną sytuację, została takiej możliwości pozbawiona. Co jednak istotne, Kasy Chorych dysponowały własnymi aptekami. Oprócz Miejskich Kas Chorych istniała także Ubezpieczalnia Krajowa, której zadaniem było zapewnienie świadczenia w zakresie lecznictwa sanatoryjnego, zwłaszcza w przypadku gruźlicy. Podkreślić jednakże należy liczne uprzedzenia do – przykładowo – samej instytucji szpitala, które funkcjonowały w mentalności niższych warstw społecznych.

Kwestia mentalności

Poprawę odnotowano w dziedzinie materialnego prawa bezpieczeństwa i higieny pracy. Stosowne rozporządzenie wydał Prezydent RP, a dotyczyło ono zapobieganiu chorobom zawodowym i ich zwalczaniu. Pływ na poprawę stanu rzeczy miał także Międzynarodowy Czerwony Krzyż, który początkowo zajmował się niesieniem pomocy ofiarom wojny, by po zakończeniu walk wspierać w miedzywojennej Polsce szkolenia pielęgniarek, ratowników sanitarnych oraz pomocniczych kadr pielęgniarskich.

Ważnym elementem upowszechniania prawidłowych nawyków higienicznych była praca ukierunkowana na zmianę światopoglądu społeczeństwa. Służyły temu różnorodne pogadanki czy materiały promujące higieniczny styl życia.

Ciekawym pomysłem było organizowanie tzw. wiejskich lotnych ośrodków zdrowia. Akcje te polegały na zaangażowaniu lekarzy – społeczników, którzy zaopatrzeni w podstawowe leki starali się dotrzeć do najdalej położonych wsi. Spotkania takie polegały nie tylko na niesieniu pomocy lekarskiej, ale też na organizowaniu pogadanek w szkołach, różnorodnych konkursów czystości, wreszcie na nauce elementarnych zasad higieny.  Częstym problemem, poza niedożywieniem, był zwłaszcza na wsi brak dostępu do czystej wody. Zaś wszędzie tam, gdzie budowano system wodociągów, powoli zanikały epidemie tyfusu. Lekarze zglaszali też potężne problemy w sferze obyczajowej i światopoglądowej, z którą starali się walczyć, tłumacząc konieczność zmiany nawyków typu: nie myją dziecku główki przez całą zimę, każde niemal dziecko ma krzywicę lub też jest w jej przededniu, główka miękka jak pergamin, skorupy z glowy nie wolno zmyć, boby choroba wyszła… Problemy tkwiły zatem nie tylko w niedofinansowaniu, braku infrastruktury, dostępie do opieki zdrowotnej, ale przede wszystkim w mentalności społecznej.

Poziom higieny i zachorowań  prozdrowotnych przekładał się na średnią długość życia, która w latach 1931-32 wynosiła na wsi 48,7 lat a w mieście 53-54 lata.

Odwieczne wątpliwości co do pożytków płynących z kąpieli utrzymywały się w niektórych częściach Europy jeszcze w latach trzydziestych XX w.  Wykształcenie nawyku uczęszczania do publicznych łaźni stanowiło zaledwie początek. Biednych trzeba było przekonywać o zdrowotnych korzyściach starannej dbałości o higienę.

Specyficzny był też odbiór społeczny zakażeń przenoszonych drogą płciową, które były dowodem naruszania katolickich zasad czystości przedmałżeńskiej, opcjonalnie zasad wierności.

Zmiany te wynikały z ogromnego przeskoku, jaki dokonał się w dziedzinie badań nad bakteriami, wirusami, czy bakteriofagami, co w sposób znaczący zrewolucjonizowało walkę z chorobami zakaźnymi, jednakże na zmiany mentalnościowe w Polsce wpływało to bardzo powoli.

Wanna

i łazienka stały się u progu XX w. symbolami nie tylko luksusu, ale i nowoczesności – akurat takiej samej jak…4 tysiące lat wcześniej w Mari nad Eufratem, gdzie w jednym z przestronnych pałacowych pomieszczeń archeolodzy odkryli dwie ceramiczne wanny, których woda spływała podziemnym kanałem do zbiornika ściekowego (!!!). A jednak…pewna publicystka okresu międzywojennego przekonywała, że codzienne kąpiele wcale nie są zdrowe, zdecydowanie preferując w zamian codzienne, dziesięciominutowe wietrzenie. Stanie w przeciągu miało zapewnić to samo co kąpiel…

Modą dla zamożniejszych stało się korzystanie z kurortów uzdrowiskowych, a przebywanie nad polskim morzem uważano nawet za patriotyczny obowiązek. W nadmorskich miejscowościach zaczęto budować łazienki publiczne, zwane zakładami kąpielowymi., które wyposażano w bieżącą wodę. W 1920 r. założono spółkę akcyjną Pierwsze Polskie Towarzystwo Kąpieli Morskich, która w latach 1922-24 przystosowała do potrzeb uzdrowiskowych – kąpielowych i kuracyjnych, 72 wille w miejscowościach nadmorskich.

Lata międzywojenne to okres specyficzny, bowiem w sferze higieny pełen różnic pomiędzy poszczególnymi warstwami społeczeństwa, czy też poszczególnymi województwami. To etap wielu zmian na lepsze, postępu i znaczących odkryć naukowych, które radykalnie zmieniły podejście do kwestii higieny. Z drugiej jednak strony to również okres, w którym znacząca część społeczeństwa polskiego nie miała dostępu do elementarnych urządzeń higienicznych. Pozostało bowiem wiele do zrobienia, a na drodze do szybkiego postępu w tej dziedzinie stały nie tylko przyczyny ekonomiczne, ale także kwestie światopoglądowe.

Oprac. (bd)

Fot. Archiwum autorki.

Read More
Skip to content